Zagraniczni żołnierze przebywający w Republice Środkowoafrykańskiej powinni zostać w tym kraju, aby nie dopuścić do tego, że stanie się on "kolejnym Mali" - oceniła w czwartek Margaret Vogt specjalny przedstawiciel ONZ w tym kraju.
Żołnierze obcych państw powinni przyczynić się do "utworzenia w Republice Środkowoafrykańskiej zapory, która zapobiegłaby rozprzestrzenianiu się ruchów, jakie widzimy w Sahelu" - uważa Vogt.
Rebelianci w Republice Środkowoafrykańskiej, po rozpoczętej w grudniu ofensywie, która zagroziła stolicy kraju, Bangi, w połowie stycznia zgodzili się na zawieszenie broni.
Partyzanci z muzułmańskiej północy kraju, oburzeni na panującego od 2003 r. prezydenta Francois Bozize, że nie dotrzymywał warunków poprzedniego rozejmu z 2007 r., zjednoczyli się w sojuszu "Seleka" i w grudniu ruszyli na południe, by obalić rząd i przejąć władzę w kraju.
Rządowa armia, nieliczna, źle uzbrojona i nieopłacana, poddawała rebeliantom kolejne miasta, aż podeszli na odległość niespełna 100 km od Bangi. Stolicę i władzę prezydenta Bozize ocaliły przysłane mu na pomoc wojska z krajów Afryki Środkowej - Kamerunu, Gabonu, Konga, a przede wszystkim z Czadu, głównego sojusznika.(PAP)
keb/
13070113