Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prof. Sadowski: trudno liczyć na realne ograniczenie emisji

0
Podziel się:

Aby faktycznie ograniczyć emisje gazów cieplarnianych, musieliby w tym
uczestniczyć wszyscy główni emitenci, na co jednak trudno liczyć - powiedział PAP prof. Maciej
Sadowski z Instytutu Ochrony Środowiska - Państwowego Instytutu Badawczego.

Aby faktycznie ograniczyć emisje gazów cieplarnianych, musieliby w tym uczestniczyć wszyscy główni emitenci, na co jednak trudno liczyć - powiedział PAP prof. Maciej Sadowski z Instytutu Ochrony Środowiska - Państwowego Instytutu Badawczego.

"Redukcja emisji cieplarnianych w rozumieniu Protokołu z Kioto, a tym bardziej postanowień Konwencji Klimatycznej, nie jest możliwa. Żeby je zredukować, musieliby w tym uczestniczyć wszyscy główni emitenci, a na to trudno liczyć. Nie ma też podstaw, by sądzić, że to się w najbliższym czasie zmieni. Musimy się liczyć z tym, że emisja do atmosfery będzie wciąż rosła" - uważa prof. Sadowski.

Jego zdaniem wysiłki podejmowane dla ograniczenia emisji nie mają też większego znaczenia dla klimatu. "Mają jednak sens o tyle, że mogą prowadzić do poprawy efektywności energetycznej gospodarki, zwłaszcza przemysłu. Emisji będzie tym mniej, im mniej zużyjemy surowców. Tak to rozumieją kraje, które podjęły się redukcji emisji, ale nie przyłączyły do Protokołu z Kioto. Robią to jednak nie z dbałości o klimat, a dlatego, że dbają o konkurencyjność gospodarki" - zauważa profesor.

Emisje gazów cieplarnianych do atmosfery można zredukować dzięki oszczędności kopalnych surowców energetycznych i zastępowanie go m.in. "dobrze rozumianą energią odnawialną, a przede wszystkim jądrową" - powiedział prof. Sadowski. "Zwłaszcza, że tradycyjne surowce energetyczne: węgiel, ropa i gaz - raczej niedługo się skończą. Jedynym niewyczerpanym źródłem energii jest Słońce. Jeśli całą gospodarkę świata przestawimy na Słońce - emisji nie będzie, ale to perspektywa co najmniej kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset lat. Przyszłością światowej energetyki - o ile nie chcemy mówić o energetyce jądrowej - jest energia słoneczna" - ocenił.

Instalacje do jej produkcji można umieszczać na powierzchni Ziemi albo na satelitach. "Pojawiały się też propozycje, by wielkie elektrownie słoneczne budować np. wzdłuż wybrzeża Afryki, skąd prąd można by przekazywać do Europy i Afryki. Na razie to kwestia przyszłości, gdyż ogniwa fotowoltaiczne są wciąż dosyć zawodne i drogie. Postęp technologiczny jest tak duży, że na pewno niedługo ta technologia będzie tańsza i mniej zawodna. To kwestia kilkudziesięciu lat" - ocenił profesor.

Zdaniem prof. Sadowskiego produkcja energii odnawialnej z innych źródeł, np. z biomasy, nie jest dobrym rozwiązaniem, gdyż wymaga zajęcia areału niezbędnego dla innych upraw. "Z kolei energia wiatrowa jest bardzo niestabilna, chimeryczna, pomijając aspekt krajobrazowy czy ochronę ptaków. Natomiast produkcja energii z morskich fal ma sens przede wszystkim na oceanach" - dodał.

Uważana za jedną z największych światowych umów ekologicznych Ramowa Konwencja klimatyczna ONZ ws. zmian klimatu mówi nie tylko o redukcji emisji gazów cieplarnianych, ale i o adaptacji do nowych warunków klimatycznych. Zdaniem prof. Sadowskiego skuteczne dostosowanie do zmian powinno stanowić priorytet i wymaga skupienia się na problemach regionalnych albo wręcz lokalnych.

"W Polsce już dziś mamy problemy z wodą - jej nadmiarem albo niedostatkiem, a w przyszłości kwestie te się nasilą. Odczuje je rolnictwo i miasta, które czekają problemy związane z podtopieniami albo zaopatrzeniem w wodę. Zmiany klimatu oznaczają też nasilenie problemów z wiatrem, który niszczy linie przesyłowe i powoduje straty w energetyce, transporcie czy budownictwie. Z kolei prognozowany wzrost temperatur odczujemy głównie zimą. Brak śniegu może oznaczać konsekwencje w sektorze rolnictwa, turystyki, rekreacji i zasobów wodnych..." - wylicza ekspert Instytutu.

Jego zdaniem adaptacja powinna iść przede wszystkim w dwóch kierunkach: uporządkowania spraw gospodarki wodnej oraz gospodarki przestrzennej. "Na razie, oprócz zabiegów inżynierskich polegających np. na wzmacnianiu wałów przeciwpowodziowych, nie robimy nic, by zapobiegać powodziom. Nie mamy też w Polsce gospodarki przestrzennej. Każdy się może budować, gdzie chce. Ludziom stawiającym domy na terenach zalewowych nie mówi się o zagrożeniu i o tym, że budują się tam na własne ryzyko" - uważa prof. Sadowski.

Profesor zwrócił też uwagę, że prognozowane częstsze fale upałów oznaczają konsekwencje w ochronie zdrowia. "W czasie ekstremalnych upałów, jakie w 2003 r. nawiedziły Francję i Niemcy, zmarło 35 tys. ludzi. Wymierały najsłabsze grupy społeczne, ludzie starsi i bezdomni. W czasie upałów nasilają się m.in. choroby krążeniowe, a przyszłe wydłużenie okresu wegetacji roślin oznacza coraz większe problemy alergiczne. Nie wiem, czy nasza służba zdrowia i opieka społeczna jest na to wszystko przygotowana" - powiedział.

Anna Ślązak (PAP)

zan/ agt/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)