Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Świadek w procesie Grudnia'70: Szlachcic kazał strzelać do głośników

0
Podziel się:

13.3.Warszawa (PAP) - Świadek w procesie wydarzeń Grudnia'70, były
milicjant, Henryk Wójtowicz, który był wtedy oficerem operacyjnym
wydziału kryminalnego Milicji Obywatelskiej w Gdańsku, zeznał, że
wiceszef MSW Franciszek Szlachcic kazał zestrzelić stoczniowe
głośniki.

13.3.Warszawa (PAP) - Świadek w procesie wydarzeń Grudnia'70, były milicjant, Henryk Wójtowicz, który był wtedy oficerem operacyjnym wydziału kryminalnego Milicji Obywatelskiej w Gdańsku, zeznał, że wiceszef MSW Franciszek Szlachcic kazał zestrzelić stoczniowe głośniki.

Wójtowicz, który wtedy był porucznikiem, zeznał w poniedziałek w warszawskim sądzie, że podczas wydarzeń grudniowych wysłano go w tłum demonstrantów jako "tajniaka", by podawał informacje, jak wygląda sytuacja. Gdy zobaczył krążący nad tłumem helikopter, przełączył swoją krótkofalówkę na stanowisko dowodzenia, gdzie kolega powiedział mu, że "helikopterem lata Szlachcic".

"Od strony Stoczni dochodziły dziwne odgłosy z nagłośnienia, niezrozumiałe dla mnie urywane zdania skierowane do milicjantów i żołnierzy. Przełączyłem radio na kanał helikoptera i usłyszałem pytanie od Szlachcica - dlaczego jeszcze słychać wiadomości z głośników w Stoczni. Proszę je zestrzelić" - zeznał były milicjant. W odpowiedzi usłyszał przez radio, że nie można strzelać w głośniki, bo na wprost jest szpital. Wójtowicz oddalił się z tamtego miejsca, ale usłyszał serię z karabinu maszynowego, a potem krzyki i syreny karetek pogotowia jadących pod Stocznię.

Wójtowicz zeznał też, że później wyznaczono go do zapewnienia bezpieczeństwa delegacji MON, MSW i PZPR, która przyjechała do Gdańska z Warszawy. Był świadkiem, jak na korytarzu rozmawiali Zenon Kliszko (nieżyjący już członek Biura Politycznego KC PZPR i wtedy druga osoba w partii po Władysławie Gomułce)
, ówczesny wicepremier - obecnie jeden z oskarżonych w procesie Stanisław Kociołek, wiceminister obrony gen. Grzegorz Korczyński i inne osoby.

Kliszko miał powiedzieć, że "trzeba zburzyć, zrównać z ziemią stocznię". "Postawimy lepszą - nową" - miał mówić do tych osób. Z obawą w głosie miał na to odpowiedzieć Kociołek - że tam są ludzie, sprzęt, majątek - relacjonował w sądzie Wójtowicz.

Inny ze świadków Marek Rabe, który w grudniu '70 miał 22 lata i pracował w fabryce betonu, opowiadał, jak strzelano do robotników, którzy w odpowiedzi na apel Kociołka poszli do pracy. Rabe zeznał, że widział jak w Gdyni z milicyjnego helikoptera, który latał nad tłumem, jeden policjant rzucał petardy z gazem łzawiącym, a drugi strzelał z broni długiej.

Rabe zeznał, że widział dwie zastrzelone osoby na schodach wiaduktu nad torami kolejowymi na stacji SKM Gdynia Stocznia. Później, gdy tłum przeniósł się w okolice ówczesnej stacji Gdynia - Wzgórze Nowotki, widział, jak milicjant strzelił do młodego chłopaka i trafił go w plecy.

Pytany czy nie myli się, że był to śmigłowiec milicji i że było tam dwóch ludzi powiedział, iż w tamtych czasach był bardzo młody, miał sokoli wzrok, a śmigłowiec latał bardzo nisko nad tłumem - jakieś 30-50 m. Pamięta też, że na drzwiach był napis "milicja" a na ogonie litery MO i numer, którego nie pamięta.

Gdy był na stacji Gdynia - Wzgórze Nowotki i wdrapał się na słup, by lepiej widzieć co się dzieje, strzelano w jego stronę, a stojącego obok niego chłopaka trafiono w futrzaną czapkę. "W pewnym momencie coś jakby zrzuciło mu tę czapkę; gdy ją podniosłem i oddawałem mu, okazało się, że jest przedziurawiona na wylot - strzelano z ostrej amunicji" - mówił przed sądem Rabe.

Rabe powiedział, że jako osobę, która kazała strzelać do robotników, wskazywano wtedy gen. Korczyńskiego. Powiedział jednak, że myślał o nim jako o szefie milicji i służby bezpieczeństwa na Wybrzeżu, podczas gdy w rzeczywistości kierował tam wojskiem, a nie milicją.

Oskarżonymi w procesie są gen. Wojciech Jaruzelski jako ówczesny szef MON, jego zastępca gen. Tadeusz Tuczapski, Kociołek oraz czterej dowódcy jednostek wojska tłumiących protest.

Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W czasach PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku prowadziła śledztwo. W 1995 r. skierowała do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko 12 osobom. Wszystkim zarzucono "sprawstwo kierownicze" masakry, zagrożone karą dożywocia. Żaden z oskarżonych nie zgadzał się z zarzutami.

We wtorek kolejna rozprawa i zeznania następnych świadków. (PAP)

ago/ plo/ itm/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)