Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Marcin Lis
Marcin Lis
|

PiS nie odpuści. Rusza wojna o miliardy złotych dla Polski. ZUS szykuje analizę, która ma pomóc

251
Podziel się:

Niemal bilion dolarów – tyle wynosi oszacowana wartość strat poniesionych przez Polskę w trakcie II wojny światowej. Nie będzie to jednak ostatnia kwota w dyskusji o reparacjach. ZUS pracuje nad dokumentem, który pokaże ile kosztowało utrzymanie ofiar konfliktu po jego zakończeniu. - Doszło do sytuacji absurdalnej, w której Polska wypłacała renty ofiarom rozpoczętej przez Niemców wojny – mówi nam Arkadiusz Mularczyk.

Zniszczenia samej Warszawy oszacowano na 54 mld dol.
Zniszczenia samej Warszawy oszacowano na 54 mld dol. (EAST NEWS)

Niemal bilion dolarów – tyle wynosi oszacowana wartość strat poniesionych przez Polskę w trakcie II wojny światowej. Nie będzie to jednak ostatnia kwota w dyskusji o reparacjach. ZUS pracuje nad dokumentem, który pokaże, ile kosztowało utrzymanie ofiar konfliktu po jego zakończeniu. - Doszło do sytuacji absurdalnej, w której Polska wypłacała renty ofiarom rozpoczętej przez Niemców wojny – mówi nam Arkadiusz Mularczyk.

Dyskusja o reparacjach wojennych powróciła za sprawą Jarosława Kaczyńskiego. Podczas partyjnego kongresu w Przysusze stwierdził, że Polska nie otrzymała stosownego zadośćuczynienia ze strony Niemiec.

Dowodem na to, iż Polacy zostali niedostateczne wynagrodzeni za poniesione straty ma być opublikowany na Twitterze dokument z archiwum NBP. W piśmie o klauzuli "tajne" podsumowano transfery, które na rzecz PRL dokonało NRD.

- Chcemy rozwiązać tę kwestię, by nie zatruwały nadal relacji polsko-niemieckich. Nie możemy dalej tworzyć fikcji pojednania bez realnego zadośćuczynienia dla Polski i Polaków za straty wynikające z IIWŚ - mówi nam Arkadiusz Mularczyk, który kieruje pracami sejmowego zespołu ds. reparacji.

Zobacz także: Zobacz też, co mieszkańcy Warszawy myślą o reparacjach:

Zrzeczenie nieskuteczne?

Jednym z głównych argumentów zwolenników starania się o reparacje jest zanegowanie mocy prawnej zrzeczenia się ich przez władze PRL. W sierpniu 1953 r. dokument w tej sprawie podpisał Bolesław Bierut. Zdaniem posła PiS, nie miało ono znaczenia jako akt prawa międzynarodowego, ponieważ nie było legalne z punktu widzenia ówczesnego polskiego prawa.

- W chwili podpisywania tego oświadczenie to Rada Państwa, a nie Rada Ministrów, miała uprawnienia do prowadzenia polityki międzynarodowej, w tym zawierania umów międzynarodowych. Co więcej, sam Bierut był agentem NKWD i nie miał nawet polskiego obywatelstwa. Dokumentu nie wysłano stronie niemieckiej. W archiwach za Odrą znajduje się tylko przedruk depeszy PAP z "Trybuny Ludu". Jej zresztą też nikt nie podpisał - mówi Mularczyk. O tym, że zrzeczenie się reparacji było fikcją mówił także w latach '90 były sekretarz Bieruta.

Poważne ryzyko

Nie jest to jedyne podejście do sprawy. Gdy w 2004 r. również toczyła się gorąca debata o reparacjach, a Sejm wzywał rząd do występowania na drogę prawną, analizę przygotował prof. Cezary Mik. W dokumencie powstałym na zlecenie BAS ocenił, że "zakwestionowanie oświadczeń Rady Ministrów PRL mogłoby być jedynie rezultatem podważenia legalności całego porządku społecznego-polityczno-prawnego po 1947 r.".

I choć podważanie suwerenności PRL pojawia się regularnie jako argument w dyskursie publicznym, to nie można zapominać o potencjalnych skutkach dla naszego życia w razie uznania takiej postawy za prawnie obowiązującą. Prof. Mik ostrzegał, że może to doprowadzić do podważenie granic Polski.

Dokument podpisany pod przymusem

Złagodzoną wersję takiego podejścia zaproponował prof. Jan Sandorski. W jego ocenie uchwała z 1953 może być podważona ze względu na przymus pod jakim została podpisana. Zarówno prawo cywilne, jak i międzynarodowe, przewiduje nieważność aktów prawnych ze względu m.in. na celowe wprowadzenie w błąd czy właśnie przymus. O tym ostatnim przypomina Arkadiusz Mularczyk.

- Uchwałę napisano w Moskwie i przywieziono ją do podpisu Bierutowi w Warszawie. Nie odbyło się wówczas żadne posiedzenie Rady Ministrów - mówi

Ile już otrzymaliśmy

Dopóki prawnicy nie rozstrzygną sporu w sprawie deklaracji, będziemy mogli poruszać się jedynie w obszarze analiz. Nieco łatwiej obliczyć wartość otrzymanych przez PRL świadczeń reparacyjnych od NRD. Z dokumentu znajdującego się w archiwach NBP, który jest datowany na 10 kwietnia 1954 r. wynika, że "ostateczne saldo na rachunku Ministerstwa Finansów" wyniosło 74 112 844,34 zł. Aktualna wartość tych pieniędzy, po uwzględnieniu inflacji, to około 42 mln zł, (11,7 mln dol.). Większość tego rozliczenia stanowiły nie pieniądze, ale towary. Otrzymywaliśmy m.in. maszyny, oleje, żywność, czy... sól.

Taka forma przekazywania przynajmniej części reparacji pojawiła się także w Traktacie Poczdamskim. Zakładał on, że ich całkowita wartość nie powinna przekroczyć 20 mld dol. (około 271 mld dol. wartości dzisiejszej – red.). Połowa tej kwoty miała przypaść ZSRS i to Moskwa powinna zobowiązała się "wydzielać" PRL ich część.

Dopłaciliśmy Sowietom do reparacji

W skład reparacji mogły wejść m.in.: maszyny przemysłowe, statki, akcje firm, kontyngenty żywności, czy nawet "wykorzystanie pracy niemieckiej". W umowie dwustronnej Sowieci zobowiązali się do przekazywania 25 proc. przejmowanych w Niemczech dóbr Polakom. Józef Stalin zdecydował jednak o powiązaniu transferów ze sprzedażą polskiego węgla na Wschód.

Umowa miała jeden mankament – za węgiel płacono nam mniej niż 10 proc. kosztów jego wydobycia. W efekcie, nie tylko nie uzyskaliśmy reparacji z "moskiewskiej puli", ale dopłaciliśmy do uzyskania wyposażenia fabryk czy żywności.

Rosjanie zobowiązali się także do pozyskiwania dóbr i towarów na poczet reparacji jedynie ze stref okupacyjnych na terenie współczesnych Niemiec. Włączone do Polski tereny "Ziem Odzyskanych" miały być pozostawione Polakom w stanie nienaruszonym. Zabawnym chichotem historii jest fakt, iż w specjalnej umowie Sowieci zrzekali się czegoś, co nigdy nie należało do nich, a przed złożeniem podpisani zdążyli zdemontować większość przemysłu. Do ZSRS trafiały całe fabryki, linie kolejowe, itd.

Problematycznym z punktu widzenia obliczeń jest ustalenie, czy Rosjanie wypełnili swoją część umowy. Nie dopuścili bowiem do tego, by polska komisja obliczyła ile konfiskowanych w Niemczech dóbr stanowiło umowne 100 proc.

W kontekście działań Stalina warto przypomnieć także, że kilkukrotnie zgadzał się na zmianę warunków umowy reparacyjnej. W zamian za zmniejszenie o 50 proc. wolumenu sprzedawanego przez PRL taniego węgla, zmniejszył o... 50 proc. wartość przekazywanych Polakom świadczeń reparacyjnych. Co więcej, w 1953 r., gdy Polacy "zrzekli" się reparacji od NRD, ZSRS jedynie "przerwało" ich przyjmowanie.

Ile skonfiskowali Sowieci?

Polsko-sowieckie rozliczenia z tytułu reparacji podsumowano w 1957 r. protokołem. Stwierdzono w nim, że Polacy otrzymali towary i dobra warte 228,3 mln dol., co dało niespełna 7,5 proc. z 3,08 mld dol., które Sowieci „zarobili” na konfiskatach reparacyjnych.

To jednak tylko część prawdy. W podobnym protokole podpisanym przez Moskwę z NRD wartość przejętego mienia oszacowano na... 4,29 mld dol.

Przekazane Polsce 228,3 mln dol. po uwzględnieniu inflacji, wyniosłoby dziś 3 mld 875 mln dol. Równocześnie Polacy w ramach wspominanej umowy węglowej stracili 836 mln dol., co daje dzisiejszą wartość... 7 mld 315 mln zł.

Arkadiusz Mularczyk twierdzi, że kierowanie wniosku do Rosji o przekazanie reparacji nie jest właściwą drogą. – Te roszczenia wynikałyby z Traktatu Poczdamskiego, ale one nie wyczerpują całości zagadnienia. W traktacie jest bowiem zdanie o tym, że Niemców zobowiązano do pokrycia pełnych szkód wynikających z II wojny światowej. Nie zrobili tego, a wszystkie straty, w tym te wynikające z podległości Sowietom, były efektem agresji hitlerowskich Niemiec – twierdzi polityk.

ZUS szykuje analizę

Problemem w kwestii występowania o reparacje jest także dokładne oszacowanie strat, których doznała Polska. W powojennych dokumentach uznano, że jest to około 38 proc. "majątku narodowego" z dnia 1 września 1939 r. Raport o zniszczeniach Warszawy przygotowany w 2004 r. mówił o stratach wartości 54 mld dol. Wyliczenia Biura Odszkodowań Wojennych wskazywały na łączny koszt 917 mld dol. (wartości z 2017 r.). Dla porównania, szacowana wartość przejętego na Ziemiach Odzyskanych majątku osób fizycznych w przeliczeniu na dolary liczone wartością z 2017 r. to 32,3 mld (dane pochodzą z opinii przygotowanej przez Stefana Hamburę w 2004 r.). Do kwoty należałoby doliczyć wartość majątku pozostającego pod kontrolą państwa oraz osób prawnych.

Koszty obliczone przez BOW to jednak nie wszystkie pieniądze, o które możemy zwrócić się do Niemców. Arkadiusz Mularczyk przyznaje w rozmowie z nami, że zwrócił się do ZUS, by obliczył, ile kosztowały Polskę także renty wypłacane wdowom, sierotom i inwalidom wojennym. - W roku 1972 roszczenia 13,315 mln osób indywidualnych szacowano na 284 mld dol. ówczesnej wartości (1,8 bln dol. wartości dzisiejszej – red.). Doszło do sytuacji absurdalnej, w której Polska wypłacała renty ofiarom rozpoczętej przez Niemców wojny. Łączna pula kwot będzie zatem przeogromna, ale musimy ją wyliczyć i wykazać - tłumaczy polityk i zapewnia, że za pół roku powinien pojawić się wstępny raport w tej sprawie.

Czas na negocjacje

- W interesie Niemiec jest to, by usiąść do stołu, rozmawiać i znaleźć kompromis. Powinniśmy tę sprawę rozwiązać w trybie negocjacji, bo nasze relacje są strategiczne. W przeciwnym wypadku Polska powinna podjąć wszelkie możliwe działania – polityczne, prawne i prawnomiędzynarodowe. Przypomnę o złożonym wniosku do TK o zbadanie konstytucyjności immunitetu jurysdykcyjnego Niemiec w Polsce dla spraw o zbrodnie wojenne, ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości. Dotychczasowa praktyka sądowa zamykała drogę prawną dla ofiar wojny w polskich sądach. Nie może być tak, że Polska jest jednym krajem, z który nie ma podpisanego traktatu pokojowego do dnia dzisiejszego, a Niemcy tego unikają, ponieważ wiedzą, że spowoduje to podniesienie kwestii reparacji – mówi Mularczyk.

Polityk przypomina także o tym, że pozwy kierowane przez Polaków do sądów w NRD były odrzucane właśnie ze względu na fakt, iż roszczenia powinien regulować traktat pokojowy. Z kolei po 1970 r., gdy doszło do normalizacji stosunków Warszawy z Bonn, sądy w RFN uznawały, iż doszło do przedawnienia. Istotnym faktem w tym miejscu jest fakt, iż Traktat poczdamski zawierał słowa o konieczności przygotowania traktatów pokojowych między stronami wojującymi.

Igranie z ogniem

Wspomniane już rozróżnienie na odpowiedzialność NRD i RFN, a obecnie zjednoczonych Niemiec, także niesie za sobą zagrożenie dla integralności terytorialnej Polski oraz jej istnienia jako podmiotu prawa międzynarodowego.

Prof. Grzegorz Kucharczyk z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk przekonywał przed kilku miesiącami, że to RFN, a nie NRD była kontynuatorem państwowości III Rzeszy. Z tego punktu widzenia, to właśnie to państwo ponosiło ewentualną odpowiedzialność za zadośćuczynienie szkodom. Nie jest to pogląd odosobniony w doktrynie.

Prominentny polityk niemiecki Walter Hallstein, który m.in. pracował jako szef Urzędu Kanclerskiego oraz pełnił urząd pierwszego w historii przewodniczący Komisji Europejskiej, ukuł teorię, jakoby zarówno PRL, jak i NRD nie były suwerennymi państwami. W związku z tym ich działania na arenie międzynarodowej nie powodowały skutków prawnych.

Bardzo podobna do tej doktryny wizja polityki międzynarodowej stoi za podniesionym kilkukrotnie argumentem, jakoby PRL nie było suwerennym państwem, a więc i decyzja z 1953 r. nie mogła spowodować wiążącego skutku. Na tej podstawie można byłoby jednak podważyć wszystkie akty dokonane przez przedstawicieli PRL, którego spadkobiercą prawnym jest współczesna Polska, na arenie międzynarodowej. Wystarczy wyobrazić sobie tylko zanegowanie obowiązywania traktatu o granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, przystąpienia Polski do ONZ, czy podpisów pod traktatami międzynarodowymi.

Można zakładać, że to właśnie wspomniane ryzyko powoduje, iż Ministerstwo Spraw Zagranicznych niezależnie od ekipy rządzącej stoi na stanowisku, iż dokument podpisany przez Bolesława Bieruta zamyka kwestię reparacji.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(251)
Kasandra
6 lat temu
Puszka Pandory odpieczętowanie której spowoduje niewyobrażalne straty dla Polski.
Fajwel
6 lat temu
Polska po 1945 r. otrzymała jedną piątą terytorium Niemiec na wschodzie, którą zamieszkiwało 8 mln osób.Status tych ziem miała uregulować ostatecznie międzynarodowa konferencja z udziałem zwycięskich Aliantów, ale nigdy się nie odbyła, więc skoro My występujemy z reparacjami wojennymi na 1 bln $ względem Berlina, to Niemcy mogą zażądać zwrotu ziem zachodnich i północnych w zamian za reparacje.To dobry interes dla obydwu stron, i jakże uczciwy.
PO to dno
6 lat temu
No i brawo!!!!!! Germanistan NIGDY nie zapłacił nam za II wojnę światową! Chętnie mówią o solidarności ale tylko wtedy, jak chcą coś od nas. W drugą stronę to nie działa! Rozliczyć i wystawić rachunek!!!!!
Baca
6 lat temu
Nareszcie coś sie dzieje w sprawie odszkodowań od zbrodniarzy i wandali Niemieckich za znieszczenie Polski i wymordowanie narodu=[ba za holokaust juz zalłacili żydom dlatego wystepuja przeciw sprawie Polskiej pomniejszając znaczenie tego tematu]. Myśle że ta sprawa nie umrze śmiercia naturalna poprzez zaniechanie,
jacek
6 lat temu
jeżeli tym zajmuje się taki intelektualista jak mularczyk to niemcy mogą spać spokojnie
...
Następna strona