Opublikowana w środę późnym wieczorem decyzja agencji Standard & Poor's o obniżce ratingu Hiszpanii, choć na pierwszy rzut wydaje się silnie negatywnym impulsem, w rzeczywistości niewiele wnosi do sytuacji na rynkach finansowych. Agencja uzasadniła obniżkę ratingu pogłębiającą się recesją w kraju, która ogranicza rządowi pole do konsolidacji finansów publicznych, co jednak nie stanowi zaskoczenia. Ocena kredytowa wciąż pozostaje po-wyżej poziomu „śmieciowego”, stąd dziś nie powinno dojść do gwałtownej przeceny hiszpańskiego długu ze strony instytucji finansowych, których polityka inwestycyjna określa minimalny rating posiadanych obligacji. Kapitał spekulacyjny także utrzyma ograniczoną aktywność na rynku długu, gdyż każda próba podbicia rentowności obligacji może zakończyć się kosztowną porażką, jak tylko Europejski Bank Centralny zainterweniuje i zacznie skupować dług Madrytu (w wystąpienie czego nikt nie wątpi).
Czy rząd Hiszpanii potraktuje obniżkę ratingu jako zaciskająca się pętlę u szyi? Raczej nie, ponieważ dla premiera Rajoya i jego świty inne sprawy są ważniejsze, takie jak regionalne wybory w Galicji (21 października). W trosce o pozytywny wynik dla rządzącej Partii Ludowej, prośba o bailout z Europejskiego Mechanizmu Finansowego nie nastąpi przed tym terminem. Ponadto, jak wspominaliśmy w raporcie tygodniowym, Madryt niejako potrzebuje zielonego światła od Berlina na zwrócenie się o pomoc, tymczasem kanclerz Merkel woli poczekać do czasu, aż Grecja uzyska pozytywna opinie od ekspertów troiki, by obie sprawy poddać pod wspólne głosowanie w Bundestagu. Podsumowując, okres zawieszenia w strefie euro nadal trwa.
Powyższa analiza stanowi wyraz opinii i poglądów autora i nie powinna być traktowana jako rekomendacja dokonania transakcji na instrumentach finansowych.