Obok parkingu na Piątkowie już od lat tkwi tabliczka z napisem „park&ride”. Pasuje tutaj jak kwiatek do kożucha. Bo myli się ten, kto sądzi, że kwitek parkingowy zastępuje – jak na prawdziwym parkingu „park&ride” – bilet komunikacji miejskiej. Tutaj trzeba zapłacić za pozostawienie auta, a także za jazdę tramwajem! Parking znajduje się na terenie miejskim. Od lat dzierżawi go Marian Kot. Tablica stała tutaj od początku. – Chcieliśmy jakoś temu sprostać. Dlatego kupowaliśmy bilety od MPK, a następnie sprzedawaliśmy je naszym klientom – opowiada Kot. – Taka namiastka „park&ride”. Wycofaliśmy się z tego, ponieważ okoliczni mieszkańcy traktowali nas jak kiosk. Dzisiaj jego klientami są w większości właśnie okoliczni mieszkańcy, którzy płacą za cały miesiąc parkowania. Mimo że ma ciekawą ofertę dla kierowców jadących do centrum, nikt z niej nie korzysta. – Za 50 zł można wykupić miesięczny abonament i w dzień zostawiać auto na parkingu. Godzina postoju kosztuje natomiast 1 zł – mówi Marian Kot. Nawet jeśli do
opłaty za postój na parkingu doliczymy cenę biletu, to i tak wychodzi mniej, niż postój w strefie. Kierowców to jednak nie przekonuje. Umowę dzierżawy terenu Kot ma do marca. Później może tam powstać prawdziwy parking „park&ride”. Szanse są spore. – Musimy rozwiązać kwestię kwitków parkingowych, które miałyby być jednocześnie biletami. Trzeba zabezpieczyć je przed podrabianiem – mówi Zbigniew Rusak, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego. Obecny dzierżawca nie wyklucza, że to on mógłby poprowadzić prawdziwy „park&ride”: gdzie kierowca zostawia samochód, bierze kwitek i jeździ komunikacją miejską tak długo, jak długo jego auto stoi na parkingu. Miasto musiałoby dać mu jednak pewne gwarancje.