Mieszkańcy 14 regionów Federacji Rosyjskiego, w tym Moskwy i Petersburga, głosują w niedzielę w wyborach lokalnych, uważanych za test przed grudniowymi wyborami parlamentarnymi i przyszłorocznymi prezydenckimi.
Do udziału w głosowaniu uprawnionych jest łącznie 31 mln wyborców, czyli około jednej trzeciej elektoratu. Głosowanie ma wyłonić dumy (parlamenty) regionalne. Wstępne wyniki oczekiwane są w poniedziałek w południe. Wybory będą ważne bez względu na frekwencję.
Rezultaty głosowania powinny wyjaśnić układ sił między partiami, które 2 grudnia staną do rywalizacji o mandaty w Dumie Państwowej (niższej izbie parlamentu).
Wybory parlamentarne otworzą z kolei walkę o sukcesję po prezydencie Władimirze Putinie, któremu konstytucja nie zezwala na ubieganie się o trzecią kadencję. Do tej pory nie pojawił się jeden, zdecydowany kandydat na następcę Putina, który byłby faworytem wyborów zaplanowanych na marzec 2008 roku.
W obecnych wyborach regionalnych dojdzie do walki między dwiema partiami prokremlowskimi: dominującą w parlamencie Jedną Rosją, której patronuje Putin, oraz także proputinowską Sprawiedliwą Rosją, utworzoną w październiku 2006 roku, by przechwycić elektorat lewicy.
Rywalizacja tych ugrupowań "wyglądała z początku raczej na pozorną, ale przekształciła się w realny konflikt" - ocenił dziennik "Wriemia Nowostiej".
_ W ostatnich latach frekwencja w wyborach lokalnych w Rosji wynosiła średnio 36 proc. Nad bezpieczeństwem głosowania ma czuwać w niedzielę ok. 30 tys. milicjantów. _W Petersburgu jednemu ze współpracowników kandydata Sprawiedliwej Rosji grożono śmiercią, a innego pobito - poinformowało w sobotę radio "Echo Moskwy".
Sprawiedliwa Rosja, która głosi, że jest partią opozycyjną, a jej celem jest przełamanie monopolu Jednej Rosji, ma - zdaniem analityków - wszelkie szanse na uzyskanie 7 proc. głosów, niezbędnych, by wejść do lokalnych parlamentów.
Kłopoty z przekroczeniem tego progu mogą mieć liberałowie i narodowi demokraci, czyli "prawdziwa" antyputinowska opozycja, pozbawiana dostępu do mediów, w coraz większym stopniu kontrolowanych przez państwo, i mająca trudności z rejestracją.
W Petersburgu liberalna partia Jabłoko została wyeliminowana z wyborów, a miała tam szanse na około jedną piątą głosów. W odróżnieniu od innych miast, gdzie kampania wyborcza przebiegała spokojnie, w Petesburgu doszło do protestów i starć z milicją.
Lider Jabłoka, Grigorij Jawliński wezwał swych zwolenników, by organizowali na własną rękę sondaże powyborcze (exit polls) i "psuli" kartki do głosowania wpisując nazwę jego partii.