Po dwóch miesiącach przetargów politycznych słowacki parlament ratyfikował Traktat Lizboński. Za ratyfikacją głosowało 103 ze 150 deputowanych.
Ratyfikacja przeszła jedynie dzięki poparciu opozycyjnej Partii Węgierskiej Koalicji (SMK) reprezentującej 450-tysięczną mniejszość narodową, która przełamała opozycyjną blokadę Traktatu.
Deputowani dwóch pozostałych prawicowych ugrupowań: Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (SDKU) byłego premiera Mikulasza Dzurindy i Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej (KDH) Pavla Hruszovskiego opuścili podczas głosowania salę posiedzeń.
Koalicja odkładała ratyfikację od grudnia ubiegłego roku, ponieważ do uzyskania większości konstytucyjnej brakowało jej 4 głosów.
Prawica uzależniała jednak poparcie dla Traktatu od wycofania rządowego projektu kontrowersyjnej ustawy prasowej, która - jej zdaniem - poważnie ograniczyłaby wolność mediów.
Słowaccy Węgrzy poparli jednak Traktat, mimo iż rząd nie ustąpił, a kontrowersyjna ustawa została wczoraj zatwierdzona bez poprawek opozycji.
Ratyfikacja Traktatu stała się powodem ostrej wymiany zdań w słowackim parlamencie. Liderzy prawicy uznali, że 'Węgrzy zdradzili swoich partnerów". Były premier Mikulasz Dzurinda powiedział- "My nigdy nie będziemy handlować z demokracją i wolnością".
Szef Partii Węgierskiej Koalicji Pal Csaki bronił swojego stanowiska. Stwierdził, że on również nie popiera cynicznej i populistycznej polityki lewicy, ale europejskie priorytety są dla niego ważniejsze niż wewnętrzne spory polityczne. Mimo poparcia Węgrów, premier Robert Fico nie podał ręki i nie podziękował liderowi mniejszości narodowej. Uznał, że nie musi być wdzięczny, za to, że ktoś poprze Traktat Lizboński.