Ponad 100 dni po wyborach parlamentarnych i bez nowego rządu - Belgia wciąż nie może wprowadzić ładu politycznego u siebie. Nie mogą się porozumieć zwaśnione partie z francuskojęzycznej Walonii i Flandrii gdzie mówi się po niderlandzku.
Bez zgody w kluczowych sprawach, takich jak reforma państwa, większa autonomia dla regionów i ich finansowanie niemożliwe jest rozpoczęcie rozmów o utworzeniu nowego rządu.
Jak wpływa to na kondycję kraju? Wydaje się, że wszystko jest w porządku i państwo działa sprawnie - nie jest paraliżowane strajkami, nie ma demonstracji na ulicach, jednym słowem kryzysu nie widać.
Ale taka sytuacja nie może trwać wiecznie. _ - Bo rząd, który jest przejściowy i pełni tylko obowiązki nie ma wielkich możliwości działania _ - powiedział w rozmowie z Polskim Radiem brukselski ekspert Centrum Studiów nad Polityką Europejską Karel Lannoo.
Dodał, że taki rząd nie zaszkodzi, ale też i nie zaproponuje ambitnych reform, a przy groźbie kryzysu to niebezpieczne. _ - Jeśli sytuacja gospodarcza pogorszy się, dług publiczny zacznie rosnąć, potrzebne będą szybkie decyzje, a tymczasem nie ma rządu, który może reagować. Dogląda wiec codziennych spraw, ale nie może dostosować kraju do zmieniającej się sytuacji _ - podkreślił brukselski ekspert.
Co ciekawe, Belgia jeszcze musi zajmować się Unią Europejską, bo w tym półroczu kieruje pracami Wspólnoty. Na razie udaje się jej to bez problemów, być może dlatego, że ma sprawnie działającą administrację, która nie jest wymieniana wraz z nadejściem kolejnych rządów.