Basiewicz spędził 7 miesięcy w ośrodku internowania w Białołęce. Trafił tam za zakładanie związków zawodowych w Milicji w Warszawie. Po wyjściu na wolność dostał tzw. "wilczy bilet" i został zmuszony przez bezpiekę do wyjazdu ze stolicy.
Jak wspomina - represje się jednak nie skończyły. Wytruto mu trzodę chlewną w gospodarstwie na Suwalszczyźnie, straszono i zaorano drogę.
Z tego powodu Basiewicz domagał się najwyższej rekompensaty - czyli 25 tysiecy zł. Sąd zgodził sie na to podkreślając, że jako milicjant, który zakładał związki zawodowe był w szczególny sposób represjonowany.