Ekspertom ONZ będzie trudno ustalić, kto dokonał ataku bronią chemiczną na przedmieściach Damaszku - uważa Mariusz Borkowski, szef IAR, ekspert do spraw Bliskiego Wschodu i wieloletni korespondent w krajach arabskich.
Dziś inspektorzy Organizacji Narodów Zjednoczonych rozpoczęli śledztwo w miejscach domniemanych ataków gazem. Syryjskie władze wczoraj zgodziły się na obecność niezależnych ekspertów. O użycie broni chemicznej oskarżyła siły rządowe syryjska opozycja.
Według Mariusza Borkowskiego, inspekcja nie da jednoznacznej odpowiedzi na pytanie kto użył gazu. Eksperci znajdą pociski ze śladami sarinu lub innej substancji trującej. Trudność polega na tym, że gaz mógł zostać skradziony z baz wojskowych częściowo zajętych przez rebeliantów i jak mówi Borkowski pociski mogły zostać rozwiezione po całym kraju. Dlatego identyfikacja serii czy inne znaki na pociskach nie pomogą w ustaleniu autorów ataku.
Zdaniem Mariusza Borkowskiego, Stany Zjednoczone stoją przed wyborem: albo powtórzyć scenariusz libijski, czyli dokonać ataków z powietrza, albo odwlekać interwencję. W ocenie eksperta, inwazja lądowa nie jest brana pod uwagę.
Zbombardowanie lotnisk to jeden ze scenariuszy, Amerykanie mogą także pokusić się o utrzymywanie swoich statków u wybrzeży syryjskich i przedłużać groźbę inwazji - to w ocenie Borkowskiego będzie działało odstraszająco na Assada.
Państwa zachodnie chcą obalić reżim Assada i zastąpić go rządem, który zakończy wojnę domową w Syrii - to jednak jest nierealne, dodaje Mariusz Borkowski. Podobnie było w Iraku zauważa ekspert, w Syrii opozycja jest bardzo podzielona i walczy ze sobą, a to oznacza, że obalenie reżimu nie zakończy wojny domowej.
Z Białego Domu dochodzą nieoficjalne informacje, że Waszyngton nie rezygnuje z ewentualnego użycia siły wobec syryjskiego reżimu. I to mimo zgody Damaszku na wpuszczenie ONZ-owskich inspektorów.
Informacyjna Agencja Radiowa
