Dramat sprzed 58 lat opisał Adam Hradilek z Instytutu Badań Reżimów Totalitarnych, czeskiego odpowiednika IPN.
W marcu 1950 roku do Pragi przyjechał agent emigracyjnego wywiadu Miroslav Dvorzaczek. Na ulicy przypadkiem spotkał przyjaciółkę, studentkę Ivę Militkę, która rok wcześniej pomagała mu w ucieczce na Zachód.
Dvorzaczek poprosił ją o przechowanie walizki. Gdy po kilku godzinach wrócił, czekali na niego milicjanci. Dziewczyna podzieliła się informacją o spotkaniu ze swym przyszłym mężem, a ten powiedział o tym koledze - Milanowi Kunderze. Pisarz poszedł z donosem na komisariat.
O tym wszystkim mówi odkryty wiosną tego roku raport, zaczynający się od słów: "Dzisiaj zgłosił się w tutejszym oddziale student Milan Kundera..."
Dvorzaczkovi groziła kara śmierci. Został skazany na 22 lat ciężkiego więzienia, przesiedział prawie 14, pracując w kopalni uranu. Gdy wychodził na wolność, Milan Kundera był już znanym pisarzem. Autor nie zareagował na prośbę rozmowy na temat donosu.
Redaktor naczelny pisma, w którym ukazał się materiał, napisał że Kundera stracił szansę, by opowiedzieć samemu o wszystkim, jak to niedawno uczynił niemiecki pisarz Günther Grass.