Tuż po rozpoczęciu głosowania w piątek o czternastej pojawili się w nich przywódcy obu najsilniejszych partii politycznych, którzy rządzili krajem w minionych latach. Jeden z nich był w ogóle pierwszym wyborcą w lokalu w praskiej Bramie Piaskowej, drugi oddał swój głos w szkole w stołecznej dzielnicy Stodulki. Godzinę później głosował obecny, bezpartyjny premier, który w minionych latach jako szef Czeskiego Instytutu Statystycznego sam był organizatorem wyborów.
Tradycyjnie już w szkole na praskim osiedlu Norbertov głosował były prezydent Czechosłowacji i potem Czech, który powrócił właśnie z obchodów dwudziestolecia obalenia komunizmu w Polsce. Dziennikarzom powiedział, że te wybory są ważniejsze, niż ktokolwiek sobie myśli, bo Parlament Europejski nabiera znaczenia i przybywają mu nowe kompetencje. Nawiązał tym jednoznacznie do słów swego następcy, urzędującego obecnie prezydenta, który kilka dni temu w Paryżu nazwał dzisiejsze głosowanie "półwyborami" i dodał, że jest ono zbyteczne, bo Parlament Europejski w przeciwieństwie do narodowych nie należy do podstawowych instytucji Unii Europejskiej.
Mimo tej deklaracji dziś rano obecny prezydent wziął udział w wyborach.