Gazeta przytacza wyjaśnienia wicedyrektor przychodni Alfa w Brodnicy, że placówka miała tylko kilka ampułek corhydronu, które nie pochodziły z feralnej serii. Uznano więc, że za jakiś czas lek z Jelfy powróci do łask i dlatego go zostawiono. Jednocześnie Jadwiga Bartoszewicz przyznaje, że lekarka nie powinna była podawać choremu corhydronu. Zaaplikowała ona choremu specyfik z Jelfy, gdy - mimo interwencji - zaczął się dusić i sinieć.
"Gazeta Wyborcza" dodaje, że pacjent najpierw rzeczywiście zasłabł. Po chwili odzyskał jednak przytomność, a do szpitala trafił w stanie zadowalającym.
Trwa wyjaśnianie, dlaczego wbrew zaleceniom głównego inspektora farmaceutycznego przychodnia nie pozbyła się leku.
Więcej o przypadku zastosowania corhydronu w brodnickiej przychodni - w "Gazecie Wyborczej".
"Gazeta Wyborcza"/kk/dabr