Dziennik przypomina, że w lutym, przedstawiając założenia projektu, minister Bogdan Zdrojewski zapowiadał między innymi, że zniesie będące plagą redakcji "odpowiedzi", czyli wielostronicowe polemiki z tekstem, w których wcale nie prostuje się nieprawdziwych informacji. I rzeczywiście, projekt, nad którym trwają tak zwane konsultacje społeczne, zawiera tylko "sprostowanie". Ale jego definicja: "formalne zaprzeczenie lub wniesienie zastrzeżeń" - nic nie zmienia w obecnej sytuacji - czytamy w "Gazecie Wyborczej". Oznacza bowiem obowiązek opublikowania każdej nadesłanej polemiki, jeśli tylko pochodzi od opisanej osoby czy instytucji.
Izba Wydawców Prasy w opinii dla ministerstwa pisze, że wzmocni to dzisiejszą szkodliwą praktykę sądów stosujących teorię "prawdy subiektywnej". Wedle niej każdy zaczepiony przez media ma prawo do publikacji własnego zdania - nawet jeśli jego wypowiedź została zamieszczona w tekście.
"Gazeta Wyborcza" dodaje, że projekt nie znosi karalności pomówienia, o co od lat apelują środowiska dziennikarzy i wydawców. Argumentują, że do ochrony dobrego imienia osób czy firm krytykowanych w mediach zupełnie wystarczy proces cywilny o ochronę dóbr osobistych. W takim procesie można zasądzać bardzo wysokie zadośćuczynienia, co jest dla mediów wystarczająco bolesne.
Więcej na ten temat - w "Gazecie Wyborczej".
"Gazeta Wyborcza"/kry/dyd
