Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Kilkunastu Polaków wciąż nie może wydostać się z Birmy

0
Podziel się:

Kilkunastu Polaków, w tym dwoje mieszkańców Torunia, wciąż nie może wydostać się z Birmy. Powrót do kraju uniemożliwia zamknięcie międzynarodowego lotniska w stolicy Tajlandii Bangkoku.

Największy port przesiadkowy w tej części Azji Południowo - Wschodniej od pięciu dni jest blokowany przez tajską opozycję, domagającą się dymisji premiera. Protest spowodował paraliż komunikacyjny w całym regionie. Jak informuje reporter PR PiK z Bydgoszczy Michał Słobodzian, który jest w tej chwili w Yangonie - największym mieście Birmy - sytuacja Polaków próbujących wydostać się z tego kraju jest coraz trudniejsza.

Rządząca krajem wojskowa junta odblokowała co prawda na kilka dni jedyne lądowe przejście graniczne z Tajlandią, ale samoloty nie nadążają z transportowaniem turystów. Podróżnym zaczyna brakować pieniędzy. W Birmie nie ma bankomatów, nie działają karty kredytowe czy europejskie telefony komórkowe. Nie ma polskiej ambasady. Nasi rodacy mogą liczyć na pomoc ambasad innych krajów Unii Europejskiej: włoskiej, niemieckiej, brytyjskiej i francuskiej. W biurach przewoźników tworzą się gigantyczne kolejki. Panuje chaos. Kolejne loty z dnia na dzień są odwoływane.

Jeden z najbardziej popularnych przewoźników Air Asia nie może wznowić lotów na inne działające lotniska w Tajlandii. Samoloty korporacji uwięzione są bowiem w Bangkoku. Według ostatnich komunikatów lotnisko w Bangkoku będzie zamknięte co najmniej do poniedziałku. Policja nie wyklucza użycia siły wobec protestujących. Opozycjoniści zapowiadają, że nie poddadzą się bez walki. Domagają się ustąpienia premiera, któremu zarzucają, że jest marionetką w rękach byłego szefa rządu obalonego w wyniku wojskowego zamachu stanu dwa lata temu.

wiadomości
IAR
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)