Trzy tysiące czterysta trzydzieści kilometrów. Dwadzieścia trzy dni, dwadzieścia jeden etapów, w tym po jednym jazdy indywidualnej na czas i jazdy drużynowej. Dwadzieścia trzy przełęcze. Dwukrotnie kolarze ściągną z głów czapki i kaski - w sanktuarium Matki Bożej w Lourdes i u świętej Tereski z Lisieux. Na peleton czekają wulkany Owernii, kolarze pomkną wzdłuż bretońskich plaż, po groblach, uciekając przed w oczach nasilającym się przypływem morza.
Dzikie Pireneje - legendarna przełęcz Torumalet - 2115 metrów, zjazd na łeb na szyję krętą, wąską, wstążką przyklejoną do stromego zbocza i wspinaczka na metę na kolejnym, pirenejskim kolosie, a potem jeszcze trzy etapy kolejki górskiej w Pirenejach - mozolne wdrapywanie się na szczyt i jazda na łeb na szyję z piskiem opon, w dół. A potem krótki wypad do Włoch, przez Sestrieres, gdzie w czasie Zimowych Igrzysk ścigali się narciarze alpejczycy i francuskie Alpy. Przełęcze dziurawiące chmury - Agnel dwa tysiące siedemset, Izoard dwa trzysta, Serre Chevalier dwa sześćset. I setna rocznica pierwszego zdobycia przełęczy Galibier przez kolarzy z Tour de France. Zygzakowaty ścieg wiodący na metę Alp d'Huez. Emocje, krajobrazy, stare zamki i romańskie kościoły i pytanie, który z nich stanie na podium na Polach Elizejskich-Contador, Schleck, Basso a może Bradley Wiggins. Kolarze szykują przerzutki - kibice zacierają dłonie.
Informacyjna Agencja Radiowa