Minister Klich przekonuje, że podobny model dowodzenia obowiązuje w wielu krajach natowskich. Jak zaznaczył szef MON na każdym posiedzeniu komitetu natowskiego spotykają się "chiefs of defence", czyli szefowie obrony. Bogdan Klich podkreślił, że chce dostosować model dowodzenia polską armią właśnie do natowskich standardów.
Zgodnie z planami resortu pierwszym zastępcą szefa obrony byłby obecny szef Sztabu Generalnego. Czterej dowódcy rodzajów sił zbrojnych mieliby z kolei być doradcami. Każdy z nich podczas swojej kadencji pełniłby jeden raz obowiązki szefa owego kolegium doradczego.
Szef obrony - jak zapewnia minister Klich - miałby do dyspozycji tylko niewielki sekretariat, który obsługiwałby jego pracę.
Pomysł MON krytykuje generał Stanisław Koziej. Były wiceminister obrony, ekspert w dziedzinie strategii i planowania uważa, że utworzenie kolejnego, tak wysokiego stanowiska w armii, osłabi cywilną kontrolę nad wojskiem. Zdaniem generała Kozieja we współczesnym świecie to ministrowie obrony muszą znać się na wielu dziedzinach z zakresu wojskowości, na przykład na działaniach operacyjnych.
Z kolei przewodniczący sejmowej komisji obrony Janusz Zemke zwraca uwagę, że nowe stanowisko rozbuduje - i tak już dużą - administrację w armii. Poseł Zemke nie wierzy również, że szef obrony będzie potrzebował do pomocy tylko kilkunastu osób. Jego zdaniem takie stanowisko będzie wymagało "obudowania" wieloma etatami.
Powołanie szefa obrony to część większego planu. Ministerstwo obrony - zgodnie z założeniami na kilka najbliższych lat - chce zmienić model dowodzenia armią. W 2011 roku ma się zacząć przeprowadzanie poszczególnych dowództw rodzajów sił zbrojnych do innych miast. Teraz Dowództwo Wojsk Lądowych, Siły Powietrzne, Dowództwo Operacyjne i Sztab Generalny mieszczą się w Warszawie. Minister Bogdan Klich chce, żeby - oprócz Sztabu Generalnego i podległego mu Dowództwa Operacyjnego - reszta opuściła stolicę.