Znawca lotnictwa wojskowego i redaktor naczelny magazynu "Poligon" Norbert Bączyk powiedział Polskiemu Radiu, że w tej chwili trudno mówić o tym, dlaczego doszło do wypadku. Podkreśla, że przed katastrofą musi zaistnieć cały ciąg zdarzeń. "Nigdy nie ma tak, że wszystko jest w porządku, a nagle pojawia się jeden element krytyczny. Jeden element pilot jest w stanie obejść" - dodaje ekspert.
Do katastrofy w Gdyni doszło podczas lotu treningowego. Pilot miał wykonać manewr awaryjnego lądowania na jednym silniku. Norbert Bączyk przyznaje, że jest to manewr bardzo trudny. Równocześnie jednak loty szkoleniowe to w polskim wojsku codzienność. 30 procent wszystkich lotów to loty treningowe. "W przypadku Marynarki Wojennej loty nad morzem są rutyną" - podkreśla ekspert.
Samolot "Bryza" lata w polskim wojsku od 20 lat. Jest najmniejszą maszyną transportową polskiej armii. Norbert Bączyk podkreśla, że "Bryza" ma wśród specjalistów bardzo dobrą opinię. Jest to maszyna krótkiego startu i lądowania o dobrych właściwościach lotnych. "Taki samolot trafił nawet do Nepalu, gdzie bardzo trudno się lata. Pasy startowe są tam na bardzo dużych wysokościach, często są wąskie" - wyjaśnia Bączyk.
Do tej pory wydarzyła się tylko jedna poważna katastrofa z udziałem produkowanej w Mielcu "Bryzy". Maszyna tego typu rozbiła się w 2001 roku w Wenezueli. Przyczyną katastrofy był wówczas błąd załogi i nieodpowiednie zamocowanie przewożonego ładunku.