"W takiej sytuacji nie ma się już co zastanawiać nad tym, dlaczego i czy słusznie ten sygnał się pojawia" - podkreśla rozmówca gazety. Jak dodaje, zamiast tego nastąpiło zwiększone opadanie. To rodzi pytanie, czy w momencie zwiększenia ciągu nie nastąpiła awaria silnika, która mogła doprowadzić do uszkodzenia układu sterowania.
Taki mechanizm wystąpił w dwóch katastrofach samolotów Ił-62 PLL LOT, które miały podobne silniki - wyjaśnia Błasiak. Podkreśla, że gdyby samolot był sprawny, z wysokości 80 metrów piloci mogli jeszcze bez problemu poderwać maszynę do góry. "Nawet z wysokości 5 m sprawny, nawet znacznie cięższy samolot mógłby przejść do fazy wznoszenia i odejścia na drugi krąg lub na lotnisko zapasowe" - uważa pilot. Dodaje, że Tu-154 miewały awarie. "Z tego, co wiem, na około tysiąc wyprodukowanych maszyn tego typu doszło do około 60 katastrof, z czego część nie wystąpiła ani przy starcie, ani przy lądowaniu. Nie można zatem mówić, że zawodzili wyłącznie piloci, a nie technika." mówi Błasik.
Rozmowę publikuje "Nasz Dziennik".
"NDz"/IAR ada/ab