Gazeta pisze również, że brakuje wskazania układu odniesienia i chociażby pieczęci jakiejkolwiek placówki na terenie Rosji mogącej potwierdzić zgodność karty z oryginałem, a co istotniejsze - ze stanem faktycznym. Na to nie zareagowała wojskowa prokuratura, która zrezygnowała z pozyskania uzupełnienia do opinii analizy kart podejścia, wydanej przez biegłych z dęblińskiej szkoły. Gazeta ustaliła, że taka decyzja zapadła na podstawie badań zobrazowań satelitarnych z regionu katastrofy z okresu przed i po 10 kweitnia 2010 roku.
Z zeznań pilota Jaka-40 wynika, że na początku kwietnia 2010 załogi otrzymały nowe karty podejścia lotniska Siewiernyj, w których podano nieprawidłowe dane obiektu. Błędy dotyczyły między innymi lokalizacji dalszej radiolatarni. Również eksperci ze Szkoły Orląt wyrazili swoje wątpliwości co do jakości informacji przekazanych przez Moskwę. Podkreślając jednocześnie, że załogi polskich samolotów bazowały jedynie na kserokopiach pojedynczych kart z rosyjskich zbiorów.
IAR/Nasz Dziennik/lm /dyd