Rankiem 28 kwietnia pracownicy straży chemicznej zostali wezwani na gdańską dzielnicę Stogi, gdzie przebiega rurociąg łączący port z rafinerią. W nocy złodzieje wwywiercili się w rurę. Mogli ściągnąć benzynę nawet za kilkaset tysięcy złotych. Potem odwiert zamaskowali trawą i piachem. Według strażaków, to była amatorszczyzna. Okoliczni mieszkańcy wiercą dziurę, w ciągu godziny wypompowują z niej 100 tysięcy litrów benzyzny, po czym sprzedają nieuczciwym stacjom.
"Newsweek" pisze, że obok amatorów są jednak w tym biznesie zawodowcy. Centralne Biuro Śledcze rozbiło gang zajmujący się tym procederem. Zatrzymano 70-ciu przestępców. W ciągu ostatnich 4-ech lat grupa ukradła paliwo za blisko 50 milionów złotych, dokonując blisko 900 odwiertów.
Według tygodnika, gang działał jak dobrze zorganizowane przedsiębiorstwo. Zatrudniał "pracowników" na różnych stanowiskach - planistów, odwiertników, obserwatorów i sprzedawców. Planiści wybierali czas i miejsce skoku na rurę oraz organizowali ekipę techniczną. Choć sam odwiert odbywał się w nocy, akcja rozpoczynała się już w południe. Obserwatorzy obstawiali drogi dojazdowe na Stogi, kontrolowali też działania policji. Jeśli nie wykazywała ona wzmożonej aktywności, nocą technicy przystępowali do "pracy". Ekipa była wyposażona w najwyższej klasy sprzęt. "Newsweek" pisze, że majstersztykiem było ułożenie przez przestępców własnego rurociągu, który prowadził najpierw pod szosą a potem po dnie Wisły na drugi brzeg rzeki aż do współpracującej z gangiem bazy samochodowo transportowej.
Więcej na ten temat w najnowszym "Newsweeku".
IAR/Newsweek/mb/magos