W Chicago skąd wywodzi się Barack Obama, głosować można było od 13 października. Według szacunków władz stanu Illinois, w mieście głos oddała już jedna czwarta uprawnionych, a w całym stanie 700 tysięcy osób. Głosować można było osobiście albo za pośrednictwem poczty.
Wiele osób skorzystało z wcześniejszych wyborów, by nie stać w kolejkach 4 listopada. Jednak ku ich zaskoczeniu, kolejki też ich nie ominęły. Pracownicy biznesowych dzielnic Chicago zwalniali się u swoich szefów na kilka minut, by wyjść do lokalu wyborczego, a wracali po dwóch czy trzech godzinach.
Szefowie lokalnych komisji wyborczych nie mają wątpliwości, że tegoroczna frekwencja będzie rekordowo wysoka i porównywalna jedynie z wyborami z 1960 roku, kiedy zwyciężył John Kennedy. Szacunkowe prognozy dla samego Chicago podają nawet liczbę 90 procent. Z tego powodu media obawiają się, że 4 listopada liczenie głosów w całych Stanach Zjednoczonych może przeciągnąć się do następnego dnia rano.