Adam Sawicki z Fundacji powiedział, że kandydaci pełniący różne funkcje publiczne prowadzą kampanie wyborczą w czasie wykonywania swoich obowiązków. Do tego nagminnie nie umieszczają na swoich materiałach promocyjnych informacji o tym, że są one finansowane przez komitet wyborczy. Zdaniem Adama Sawickiego może to oznaczać, że ta część kampanii jest finansowana z własnych pieniędzy kandydata lub z funduszy jego przyjaciół. Te pieniądze mogą później nie być uwzględniane w rozliczeniu powyborczym komitetu.
Jako przykład takiego działania Adam Sawicki podał kampanię Joanny Skrzydlewskiej z Platformy Obywatelskiej. Od kwietnia w Łodzi wisiały billboardy z hasłem "Wybraliśmy Skrzydlewską", które oficjalnie są reklamą przedsiębiorstwa należącego do rodziny posłanki.
Adam Sawicki szczególnie napiętnował działanie Józefa Jędrucha. Kandydat Samoobrony z okręgu śląskiego oferuje swoim wyborcą darowiznę w wysokości 100 złotych za każdy oddany na niego głos. Oficjalnie Jędruch tłumaczy to działanie przeprowadzeniem eksperymentu. Adam Sawicki przypomina, ze za takie działania grozi kara więzienia: zarówno dla osoby dającej jak i przyjmującej pieniądze za oddany głos.
Marek Solon-Lipiński z Fundacji powiedział, że przy tych wyborach kampania wyborcza w internecie była wyjątkowo agresywna, ale tylko w skali lokalnej. Jego zdaniem pewne wątpliwości może budzić wykorzystywanie przez kandydatów portali społecznościowych. Marek Solon-Lipiński nie wierzy w to, że kandydaci osobiście zajmują się prowadzeniem swoich profili. Jeśli robią to pracownicy komitetu, to koszt ich pracy również powinien znaleźć się w rozliczeniu kampanii. Marek Solon-Lipiński przypomina przy tej okazji, że ordynacja wyborcza pozwala wolontariuszom jedynie rozwieszać plakaty oraz roznosić ulotki.
Pełny raport na temat finansowania kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego zostanie zaprezentowany dopiero w grudniu. Fundacja Batorego zamierza go przesłać do Państwowej Komisji Wyborczej, wszystkich komitetów wyborczych oraz wszystkich parlamentarzystów.