Dziś w Moskwie sąd kontynuuje odczytywanie wyroku w drugim procesie przeciwko szefom Jukosu. Wczoraj uznał Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewia za winnych przywłaszczenia 218 milionów ton ropy naftowej i wyprania uzyskanych pieniędzy. Grozi im za to do 14 lat więzienia. Odczytywanie wyroku potrwa kilka dni.
Adwokat byłego "cara ropy" Jurij Szmidt powiedział opiniotwórczej gazecie "Kommiersant", że wypowiedź Putina to bezpośrednia wskazówka dla sędziego Wiktora Daniłkina, który prowadzi sprawę. "Uważam to za krok absolutnie niedopuszczalny dla polityka zajmującego formalnie drugą pozycję w państwie" - powiedział Jurij Szmidt .
Jak dodał, Europejski Trybunał Praw Człowieka nie raz podkreślał, że politycy i urzędnicy państwowi całkowicie powinni powstrzymywać się od wypowiedzi, które można oceniać jako próbę wywarcia nacisku na sąd.
16 grudnia podczas telemostu z narodem, Władimir Putin powiedział, że Chodorkowskiemu zarzuca się bardzo poważną kradzież. "Chodzi o niepłacenie podatków i matactwo. Straty z tego tytułu to miliardy rubli" - powiedział premier.
Proces wzbudza emocje u rosyjskiej opinii publicznej ze względu na konflikt między jednym z najbogatszych ludzi w państwie a ówczesnym prezydentem. Chodorkowski zarzucał Putinowi tolerowanie korupcji, sam finansował opozycję i miał ambicje polityczne, by zostać prezydentem Rosji. To, zdaniem ekspertów, nie spodobało się Putinowi. W 2003 roku Chodorkowski został zatrzymany, skazany na 8 lat łagru, a gdy kara dobiegała końca, wytoczono mu kolejny proces.
"Putin boi się Chodorkowskiego i nie chce, by w ogóle wychodził z więzienia. To oznacza, że nie mamy państwa prawa, tylko dyktaturę" - powiedział wczoraj dziennikarzom Borys Niemcow, były wicepremier i lider partii Sojusz Sił Prawicowych.
