Jak przypomina dziennik, historię zaginięcia dokumentów wypożyczanych przez ówczesnego prezydenta opisali Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w książce "SB a Lech Wałęsa". Opisali oni sprawę prawdopodobnej prowokacji Urzędu Ochrony Państwa z marca 1993, kiedy pod pozorem handlu materiałami radioaktywnymi dokonano rewizji w mieszkaniu Jerzego Frączkowskiego - kierownika Inspektoratu II Służby Bezpieczeństwa - przejęto mikrofilmy z dokumentami, dotyczącymi gdańskiej opozycji. Treść tych mikrofilmów dotyczyła m.in. Bogdana Lisa, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza, Lecha Kaczyńskiego i Lecha Wałęsy. Materiały dotyczące tego ostatniego były najobszerniejsze. W kwietniu 1994 dokumenty te trafiły do prezydenta Wałęsy, który nigdy ich nie zwrócił.
"Rzeczpospolita" dodaje, że sprawa dotyczy też dokumentów, jakie przejęto w nocy z 5 na 6 czerwca 1992 po upadku rządu Jana Olszewskiego. Były to materiały SB odnalezione w gdańskiej delegaturze UOP w tym m.in. oryginał karty ewdencyjnej Lecha Wałęsy oraz donosy TW Bolka. Dzień później dokumenty te trafiły w ręce Wałęsy. Do UOP wróciły 22 września zdekompletowane. Rok później 28 września Wałęsa zażądał ponownie dokumentów. Dokumenty wróciły do archiwum w styczniu 1994 po raz kolejny wybrakowane. Śledztwo w sprawie zniknięcia dokumentów prowadzono już w 1993 lecz nie przyniosło ono rezultatów. W książce Cenckiewicza i Gontarczyka pojawiły się nowe wątki w tej sprawie - przypomina "Rzeczpospolita".