Cała sprawa rozpoczęła się, gdy Sznuk znalazł swoje nazwisko na tak zwanej "liście Wildsteina". Złożył wtedy wniosek o wgląd do swoich akt, ale nie uzyskał zgody ówczesnego prezesa IPN profesora Leona Kieresa - przypomina dziennik. Tadeusz Sznuk - wieloletni pracownik Polskiego Radia- twierdzi, że nigdy nie współpracował ze służbami PRL-u. Jednak dokumenty, znajdujące się w zasobach IPN-u świadczą o czymś innym - pisze "Rzeczpospolita". Jak czytamy w artykule, cała sprawa ma wyjaśnić się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Sąd już poprosił IPN o akta Sznuka.
Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że dziennikarz współpracował z bezpieką. Najpierw został zarejestrowany jako TW, a potem jako kontakt operacyjny. W teczce Sznuka znajdują się dwa dokumenty podpisane przez niego, w tym zobowiązanie o dochowaniu tajemnicy z rozmów z oficerem kontrwywiadu ówczesnego MSW - pisze gazeta. W aktach ma też być adnotacja oficera prowadzącego, że Sznuk uważał kontakty z SB za "część składową swojej pracy", ale "przekazywane informacje nie miały znaczenia operacyjnego" - dodaje "Rzeczpospolita".
"Rzeczpospolita"/mn/dabr