Blisko połowa głosujących przeciwko przyjęciu traktatu nie rozumiała jego treści i skarżyła się na zbyt małą ilość informacji, by samodzielnie wyrobić sobie zdanie. Niewiele mniej z nich obawiało się w związku z propozycją powołania wspólnych sił zbrojnych utraty przez Irlandię suwerenności. Inną przyczyną niechęci do traktatu była propozycja likwidacji stanowiska irlandzkiego komisarza w Unii.
Przedstawiając raport minister spraw zagranicznych Michael Martin poinformował, że na październikowym szczycie Unii Europejskiej Irlandia nie przedstawi jeszcze propozycji wyjścia z kryzysu politycznego spowodowanego odrzuceniem traktatu. Wykluczył jednak możliwość powtórzenia referendum podkreślając, że Irlandczycy już zadecydowali.
W Dublinie przebywa również brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband. Wykluczył on możliwość "zakrzyczenia" Irlandczyków i zmuszenia ich do przyjęcia Traktatu z Lizbony. Miliband stwierdził, że mimo iż sam jest zwolennikiem traktatu, Unia Europejska musi kierować się zasadą równości i każdy kraj członkowski powinien mieć prawo powiedzieć NIE.
W opinii szefa brytyjskiej dyplomacji negatywny wynik referendum umożliwił dokładniejsze przemyślenie drogi, jaką winna iść Europa oraz umocnienie więzów między instytucjami a obywatelami.