Dzielnica Port du Rhin wygląda jak miasto po bitwie. Spalony został doszczętnie budynek hotelu Ibis, który jako jeden z nielicznych ocalał w dzielnicy podczas II Wojny Światowej. Strażacy nadal przeszukują zgliszcza. Grupy zamaskowanych manifestantów spaliły także aptekę, budynek biura turystycznego, pocztę, urząd celny i posterunek policji. Powyrywane są znaki drogowe, spalone budki telefoniczne, powybijane szyby w pobliskich domach i uszkodzone auta. Straty szacowane są na kilkanaście milionów euro.
Głównymi sprawcami zniszczeń byli członkowie radykalnej anarchistycznej organizacji "Black blocks" szczególnie aktywnej w Niemczech, Włoszech i Hiszpanii. W bitwie z policją pomagali im lokalni chuliganie. Mer miasta Roland Ries odwiedził mieszkańców dzielnicy i obiecał finansową pomoc.
Zdaniem komentatorów, siły bezpieczeństwa były zbyt bierne i nie wyłapały agresywnych napastników. Ich zdaniem także winą policji jest dopuszczenie do zakłócenia pokojowej manifestacji, w której - zdaniem organizatorów - uczestniczyło 30 tysięcy osób.