Wiceprezes stowarzyszenia "Podziemne Radio Solidarność" Tomasz Tywonek wspominał w Sygnałach Dnia w Programie 1 Polskiego Radia, że podczas pierwszej audycji poproszono słuchaczy, którzy złapali sygnał, o zapalenie i zgaszenie światła. Od tego czasu zawsze na końcu audycji nadawano komunikat z prośbą o "miganie" światłami. "Warszawskie osiedla wtedy, dosłownie, pulsowały" - mówił Tywonek.
Audycje emitowano przeważnie z ostatnich pięter wysokich budynków. Tomasz Tywonek zwrócił uwagę, że "Radio Solidarność" to był nie tylko dźwięk i obszar wolnego słowa, ale również zakłócanie emisji dziennika telewizyjnego.
Ze względów bezpieczeństwa program nigdy nie trwał dłużej niż kilka minut. Radio "Solidarność" było strukturą dość głęboko zakonspirowaną. W Warszawie działacze spotykali się na Dworcu Centralnym. Przychodzili o konkretnej godzinie nie wiedząc o sobie nic, poza tym, że stawali w określonym punkcie. Jeden miał nadajnik, a drugi mu pomagał - wspomina Tomasz Tywonek.
Uruchomienie działalności "Radia Solidarność", między innymi w Warszawie, Wrocławiu, Toruniu, Świdniku i Puławach było jedną z form oporu, podejmowanych przez członków zdelegalizowanego w stanie wojennym NSZZ "Solidarność".
