W piątek Turcja zdecydowała o wydaleniu z Ankary izraelskiego ambasadora i zawieszeniu współpracy wojskowej z tym krajem. Wszystko dlatego, że Izrael nie chce przeprosić za atak na Flotyllę Wolności. Raport ONZ w tej sprawie, który wyciekł do mediów, miał stwierdzić, że Izrael użył w stosunku do Flotylli nieproporcjonalnie dużej siły. Dokument uznał równocześnie, że blokada Strefy Gazy przez Izrael jest legalna i właśnie to Ankara chce zakwestionować przed Trybunałem.
Turecka dziennikarka, która była na pokładzie zaatakowanych przez komandosów statków Mediha Olgun twierdzi, że izraelsko-tureckich napięć nie byłoby, gdyby nie upór Izraela. "Myślę, że w interesie Izraela jest szybko zakończyć tę sprawę. Gdyby Izrael przeprosił i wypłacił odszkodowania, sprawa by się skończyła. Ale turecki rząd powinien nas popierać i stąd pozew przeciwko Izraelowi" - dodaje dziennikarka.
Izrael twierdzi, że nie ma za co przepraszać, bo komandosi działali w swojej obronie. Władze w Jerozolimie podkreśliły, że każdy kraj ma prawo do obrony swoich obywateli i żołnierzy. Nie należy jednak spodziewać się odwetu Izraela, gdyż turecki ambasador został wydalony z Tel Awiwu w ubiegłym roku, niebawem po akcji izraelskich komandosów.
IAR