Do internetu przedostały się kompromitujące polityków filmy ze scenami erotycznymi. Po ujawnieniu filmów politycy zrezygnowali ze startu w niedzielnych wyborach. Nacjonaliści oskarżyli partię premiera Erdogana o spisek. Zasugerowali, że to właśnie rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju stoi za ujawnieniem nagrań, by w ten sposób, kosztem nacjonalistów, uzyskać 66 procent głosów potrzebnych do zmiany konstytucji. Nacjonaliści mają obecnie 70 miejsc w 550-miejscowym parlamencie. "To, co się stało budzi poważne zastrzeżenia, co do uczciwości procesu demokracji w Turcji. Walczymy o 10 procent głosów, ale te skandale poważnie zmniejszają nasze szanse" - mówi jeden z liderów Partii Nacjonalistycznej Umit Ozdag.
Pojawiły się też sugestie, że za przeciekiem stali sami nacjonaliści, którzy chcieli w ten sposób doprowadzić do zmian we władzach swojej partii. "Turcja jest regionalnym mocarstwem. Zaakceptowaliśmy Kurdów, wielokulturowość, szanujemy naszych sąsiadów. Partia Nacjonalistyczna nie pasuje do tego wizerunku i nie jest wykluczone, że ktoś, poprzez taki przeciek, chciał to zmienić" - spekuluje były szef tureckiego wywiadu Mahir Kaynak.
Niemal pewnym zwycięzcą niedzielnych wyborów będzie partia premiera Erdogana. On sam prawdopodobnie stanie na czele rządu na trzecią kadencję.
Informacyjna Agencja Radiowa