Kadafiego. Po osłabieniu libijskiej obrony przeciwlotniczej rakietami
Tomahawk, przyszła kolej na bombardowania innych obiektów.
Po wystrzeleniu w sobotę 112 zdalnie naprowadzanych rakiet Tomahawk,
wczoraj do akcji wkroczyły amerykańskie bombowce B-2 oraz myśliwce F-15 i F-16.
Należące do marynarki wojennej EA-18G Growlers zakłócały libijskie
radary i systemy łączności. Amerykanie wraz z Brytyjczykami bombardowali
lotniska, radary i systemy obrony przeciwlotniczej wojsk libijskich. Francuzi
atakowali przede wszystkim cele w rejonie Bengazi, które jest głównym ośrodkiem rebeliantów. Ponieważ wiele czołgów i pojazdów opancerzonych sił rządowych zostało zniszczonych, rebelianci zdążyli się przegrupować i przypuścić kontrofensywę.
W Trypolisie, niedaleko siedziby Muammara Kadafiego doszło wczoraj do eksplozji. Amerykanie zapewnili jednak, że nie mają z tym nic wspólnego. "Pułkownik Muammar Kadafi nie znajduje się na liście naszych celów - zapewnił przedstawiciel amerykańskich połączonych sztabów wiceadmirał William Gortney.
IAR