Krytycy wytykają premierowi, że postawił na najmniej przewidywalną formę generowania energii, zależną od kapryśnej brytyjskiej pogody. Naukowy periodyk "Energy Policy" przeprowadził analizę zapotrzebowania kraju na energię i układu wiatrów nad Wyspami Brytyjskimi. Wynika z niej, że na przykład 2 lutego 2006 roku o godzinie 18.00 - kiedy zapotrzebowanie na prąd było w Wielkiej Brytanii najwyższe w całym roku - w ogóle nie było wiatru i turbiny nie dałyby ani wata energii. Rok wcześniej wiatry w styczniowym szczycie energetycznym były tak niestałe, że zapasowe elektrownie konwencjonalne musiałyby niemal z godziny na godzinę wspierać wiatraki produkcją od 5 do 55 gigawatów energii.
Gazeta "The Sunday Telegraph" pisze, że aby zaspokoić chociaż 15 procent przyszłego zapotrzebowania Wysp na prąd, wiatraków musiałoby być trzykrotnie więcej, a to oznaczałoby konieczność wznoszenia 4 takich konstrukcji dziennie przez następne 8 lat, co jest niewykonalne.