Rządząca Birmą junta wojskowa stanowczo zapowiada, że nie zgodzi się na rozpoczęcie akcji ratowniczej przez cudzoziemców. Do Birmy wybierają się z misjami dobrej woli przedstawiciele ONZ oraz Unii Europejskiej, by przekonać juntę do otworzenia granic kraju przed ekspertami z zagranicy.
Azjatyccy obserwatorzy wątpią w powodzenie ich misji, szczególnie po wczorajszym fiasku rozmów premiera Tajlandii z władzami Birmy na ten sam temat. Birmańska opozycja nie ma złudzeń, że junta panicznie obawia się przyjazdu obcokrajowców. Zdaniem opozycjonistów obecność zagranicznych ratowników mogłaby ośmielić birmańskie społeczeństwo i skłonić je do protestów skierowanych przeciw rządom wojskowych.
Myat Thu, działacz opozycyjnego ugrupowania "Pokolenie 88", wyjaśnia, że gdy przybędą cudzoziemcy, to ludzie powstaną, żeby pokazać, czego chcą w sprawach wewnętrznych kraju. Jednocześnie rozmówca Polskiego Radia podkreśla, że opozycja prosi wspólnotę międzynarodową, by wysłała swych przedstawicieli, gdyż ludzie dramatycznie potrzebują pomocy.