Włoski publicysta nie ma wątpliwości, że "ten, kto zaprosił Annę Walentynowicz na pokład prezydenckiego tupolewa, wiedział, że bez niej historia potoczyłaby się inaczej". Bohaterka pierwszego strajku w stoczni im. Lenina w Gdańsku rzuciła wyzwanie komunizmowi, potem jednak usunęła się w cień, uważając, że na czele walki powinien stanąć mężczyzna. I wskazała na Lecha Wałęsę, który dostał Nobla, został prezydentem i symbolem ruchu, który doprowadził do upadku Muru Berlińskiego. "Anna Walentynowicz musiała jednak czekać na Lecha Kaczyńskiego, by otrzymać najwyższe odznaczenie państwowe"- podkreśla Venturini, kończąc, że zginęła ona tak, jak żyła "z tym poczuciem tragedii, które Polacy noszą w sercu".