Informację o tym, że w pobliżu polskiej granicy armia Federacji Rosyjskiej ulokowała Iskandery podały wczoraj rosyjskie media. Twierdzą one, że jest to odpowiedź na działania NATO. Chodzi między innymi o plany ewentualnościowe, jakie Sojusz opracował dla Polski oraz o deklaracje Waszyngtonu, że w Polsce od 2013 roku będą stacjonowały samoloty F-16 i transportowe Herkulesy.
Zdaniem ministra Bogdana Klicha, Iskandery blisko naszej granicy nic nie znaczą. Szef MON zapewnił dziennikarzy, że "nie przejmujemy się ani deklaracjami, ani zapowiedziami ze strony rosyjskiej na ten temat". Klich przypomniał, że decyzje co do planów ewentualnościowych i budowy sojuszniczej tarczy antyrakietowej są "nienaruszalne". W dodatku są po naszej myśli i nie mamy się czego obawiać - podkreślił Klich.
Szef MON powiedział również, że amerykańska bateria rakiet Patriot, która zakończyła właśnie rotację w Polsce, była tylko "bronią symboliczną". Większe znaczenie będą miały amerykańskie F-16 i Herkulesy. W połączeniu z rakietami SM3, które Amerykanie mają rozmieścić w Europie, jako wkład w tarczę antyrakietową, informacje o Iskanderach nie powinny nikogo przerażać.
Zanim rakiety SM3 trafią do Polski , Amerykanie będą je w pierwszej kolejności rozmieszczać na terenie Rumunii. Szef MON zapewnia, że administracja USA musi się wywiązać również z obietnic wobec Polski, ponieważ są to zobowiązania wobec całego NATO. "A za to są już przewidziane międzynarodowe sankcje" - tłumaczył dziennikarzom minister Klich.
Z doniesień rosyjskich mediów wynika, że wojskowi na razie nie chcą ujawnić, gdzie dokładnie rozmieszczono Iskandery. Spekuluje się jednak, że rakiety pojawią się w obwodzie kaliningradzkim, leningradzkim oraz na Półwyspie Kolskim. Przy takim rozmieszczeniu Iskandery objęłyby zasięgiem terytorium Polski, krajów bałtyckich i część Skandynawii.
