W Abchazji zakończyły się wybory prezydenckie. Według samozwańczego prezydenta Siergieja Bagapsza wybory przebiegły bez większych zakłóceń. Abchazowie wybierali dziś szefa państwa spośród pięciu kandydatów.
Urzędujący prezydent Siergiej Bagapsz liczy na wyborcze zwycięstwo, jednak jego czterej przeciwnicy twierdzą, że wybory mogą zostać unieważnione z powodu poważnych naruszeń ordynacji wyborczej. Według nich w wielu miejscach zauważono wynoszenie kart do głosowania poza teren lokali wyborczych. Część mieszkańców regionu galskiego, graniczącego z Gruzją, twierdzi natomiast, że stacjonujący tam rosyjscy żołnierze zmuszali ich do pójścia na wybory.
Żadnych naruszeń prawa nie zauważyli natomiast zagraniczni obserwatorzy. W Abchazji przebywa 80 obserwatorów reprezentujących kilkanaście krajów. Niektóre agencje twierdzą, że są wśród nich Polacy.
Świat nie uznaje wyborów w Abchazji. Do tej pory niepodległość tej republiki uznały jedynie Rosja, Nikaragua i Wenezuela. Władze w Tbilisi nazwały prezydenckie wybory w Abchazji "komedią" i "poważnym naruszeniem prawa międzynarodowego".
