Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Amerykańska prasa: bez sukcesu w Kopenhadze

0
Podziel się:

Kopenhaskie negocjacje klimatyczne nie zakończyły się ani wielkim
sukcesem, ani całkowitą porażką - uważa poniedziałkowy "New York Times".

Kopenhaskie negocjacje klimatyczne nie zakończyły się ani wielkim sukcesem, ani całkowitą porażką - uważa poniedziałkowy "New York Times".

Pomimo dwóch lat przygotowań, nadzwyczajnego spotkania światowych przywódców nie udało się przekuć w ambitny, prawnie wiążący plan działań mający na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych - pisze "NYT". Jednak osiągnięcia z Kopenhagi nie są banalne, biorąc pod uwagę złożoność podejmowanych na szczycie kwestii i różnice pomiędzy bogatymi i biednymi krajami.

Gazeta uważa, że podkreślić należy również postawę amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, który "przybył do Kopenhagi, kiedy rozmowy się załamywały, spędził 13 godzin na bezustannych negocjacjach i rozegrał trudny pojedynek z Chinami. Pod presją czasu i przy pomocy Chin, Indii, Brazylii i RPA przeforsował porozumienie, które od razu zaakceptowała tylko garstka ze 193 krajów".

Dziennik podkreśla również, że rozmowy w Kopenhadze były tak chaotyczne i kłótliwe, że niektórzy komentatorzy uznali, iż mechanizmy ONZ są już przestarzałe i prawdziwy postęp może być osiągnięty jedynie w mniejszej grupie najważniejszych państw.

Bardziej sceptyczny jest "Wall Street Journal", według którego jedynym przełomem w Kopenhadze był polityczny zamach stanu przeprowadzony przez Chiny i Indie. Kraje te za zamkniętymi drzwiami zawarły porozumienie z USA, przy którym pozwolono asystować Brazylii i RPA, pozostawiając Europę "na lodzie".

Amerykański dziennik przypomina też, że Obama, który w piątek oświadczył, iż "czas na rozmowy się skończył" w sobotę doprowadził do zawarcia porozumienie przewidującego kontynuowanie negocjacji.

Zdaniem "WSJ" są dwa podstawowe i nieusuwalne powody całkowitej porażki kopenhaskiego szczytu. Po pierwsze priorytetem dla krajów ubogich jest możliwie jak najszybszy rozwój gospodarczy, który oznacza miedzy innymi wykorzystanie najtańszego dostępnego źródła energii - węgla.

Drugim problemem jest podział obciążeń, a w szczególności tego, jakie koszty ekonomiczne redukcji zanieczyszczenia dwutlenkiem węgla powinny ponieść kraje uprzemysłowione, które do tej pory przodowały pod względem ilości emisji, a jakie duże kraje rozwijające się, które w przyszłości będą emitowały go najwięcej.

Gazeta uważa, że czas porzucić "wariactwo w stylu Kioto", którego kulminacją był szczyt w Kopenhadze i przejść do planu B. Po pierwsze zrobić to, co ludzkość robiła zawsze - zaadoptować się do przyszłych zmian temperatury, czyli skorzystać z potencjalnych korzyści związanych z ewentualnym ociepleniem, jednocześnie redukując jego koszty. (PAP)

keb/ ro/

int.

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)