Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Analiza: od zgonu Blidy do oględzin - ponad trzy godziny

0
Podziel się:

Pomiędzy zgonem Barbary Blidy a rozpoczęciem oględzin miejsca zdarzenia
minęły ponad trzy godziny - wynika z analizy kryminalistycznej, z którą zapoznała się sejmowa
komisja śledcza, badająca okoliczności śmierci byłej posłanki.

Pomiędzy zgonem Barbary Blidy a rozpoczęciem oględzin miejsca zdarzenia minęły ponad trzy godziny - wynika z analizy kryminalistycznej, z którą zapoznała się sejmowa komisja śledcza, badająca okoliczności śmierci byłej posłanki.

Zaprezentowaną we wtorek analizę na prośbę sejmowych śledczych opracował stały ekspert komisji dr Michał Gramatyka. Jej przygotowanie zajęło ekspertowi kilka miesięcy. Blida popełniła samobójstwo 25 kwietnia 2007 r.

"Czas między zgonem a rozpoczęciem oględzin miejsca - to trzy godziny 20 minut" - powiedział ekspert. W tym czasie w domu Blidów były lub przewinęły się przez niego łącznie 34 osoby. Byli to m.in.: ekipa realizacyjna ABW i kierowca ekipy filmującej, rodzina Blidy, dwie ekipy pogotowia ratunkowego, funkcjonariusze policji i ich przełożeni, wiceszef ABW Grzegorz Ocieczek, adwokat Blidy, prokuratorzy z Katowic, Siemianowic Śląskich i Gliwic - dodał.

Marek Wójcik (PO) dopytywał eksperta, dlaczego do oględzin przystąpiono tak późno. "Wydaje mi się, że na miejscu zdarzenia nie panował zbyt wielki porządek najogólniej mówiąc" - odpowiedział ekspert. Dodał, że dopiero po przybyciu prokuratorów z Gliwic, tuż przed godz. 11, zostały rozpoczęte oględziny. "Ale dlaczego to się nie stało wcześniej, po stwierdzeniu zgonu o godz. 7.25, nie wiem" - powiedział Gramatyka. Same oględziny w ocenie eksperta przeprowadzono prawidłowo.

Ekspert zaznaczył też, że "im więcej osób na miejscu zdarzenia, tym trudniej zabezpieczyć ślady". "To nie jest pierwsza sprawa w historii polskiej kryminalistyki, gdy wielość osób na miejscu nie sprzyja prawidłowemu zabezpieczaniu, warto wspomnieć sprawę zabójstwa gen. Marka Papały" - powiedział.

Gramatyka zaznaczył też, że po tragedii kilku policjantów w domu Blidów zwracało uwagę, że "osób na miejscu nie powinno być tak dużo". "To w moim odczuciu jest ewidentny błąd i sytuacja, która mogła zaskutkować trudnościami w zbieraniu śladów" - ocenił ekspert.

Ekspert powiedział też, że bezpośredni przebieg wydarzeń związanych ze śmiercią Blidy znany jest jedynie z relacji agentki ABW, która była jedynym bezpośrednim świadkiem tragedii. "Gdy dochodzi do strzału, w oczach agentki wygląda to na sytuację, że Blida zasłabła; dopiero, gdy agentka pochyliła się nad posłanką zobaczyła krew" - powiedział ekspert. Dodał, że o tym, iż było słychać strzał mówił jedynie mąż Blidy. Agentka miała jedynie słyszeć dźwięk przypominający upadek książki. To także mąż Blidy miał podnieść broń i dopiero na wezwanie agentów ABW położyć ją w umywalce.

Pierwsi funkcjonariusze policji przybyli po tragedii do domu Blidów o godz. 6.30. "Policjantka pyta agenta, dlaczego nie przeszukali b. posłanki, w odpowiedzi słyszy od agenta pytanie ile lat pracuje w policji i jaki ma staż, aby takie pytania zadawać" - relacjonował Gramatyka. Ekspert dodał, że "oddając sprawiedliwość agentom ABW, otrzymali oni podziękowanie od ekipy pogotowia za fachową i szybką próbę reanimacji b. posłanki". Skuteczna reanimacja, jak wykazały badania, nie była jednak możliwa.

Ekspert ocenił też, że hipoteza mówiąca, że przed śmiercią Blidy doszło do szamotaniny między b. posłanką a agentką ABW, jest mało prawdopodobna. Powiedział, że po śladach na szlafroku Blidy można stwierdzić, że strzał padł z przyłożenia. "To do minimum ogranicza hipotezę stawianą przez niektóre media, że na miejscu doszło do szamotaniny" - powiedział.

Gramatyka przyznał, że takie zdarzenia, do jakiego doszło m.in. w domu Blidów, są znane kryminalistyce. Ekspert przywołał przykład z 1961 r., gdy socjolog Henryk Holland wyskoczył z okna swego warszawskiego mieszkania podczas rewizji prowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa. "Holland popełnił samobójstwo, był osobą wobec której zaciskał się pierścień czynności operacyjnych, osobą, która emocjonalnie stała na skraju wytrzymałości" - mówił ekspert.

"Osoba, u której dokonywane jest przeszukanie, może zachowywać się w sposób zupełnie nieprzewidywalny" - ocenił Gramatyka. Pytany o to, jak broń znalazła się w łazience, odpowiedział, że w postępowaniu przyjęto jedynie prawdopodobną hipotezę. "Przyjęto, że Blida po odebraniu domofonu, przez który dzwonili agenci ABW, udała się na górę, wyjęła rewolwer z sejfu i umieściła go w kosmetyczce w łazience, ustalono, że było wystarczająco dużo czasu" - powiedział ekspert. Dopiero po przeniesieniu broni funkcjonariusze mieli być wpuszczeni do domu. Gramatyka zaznaczył jednak, że nie są to informacje pewne, tylko "prawdopodobne okoliczności".

Według ustaleń, wiadomo, że agentka ABW dokonała przed tragedią ogólnych oględzin łazienki, ale - jak zaznaczył ekspert - "nie były one jednak na tyle szczegółowe, żeby zapobiec tragedii".

Danuta Pietraszewska (PO) pod koniec posiedzenia zgłosiła projekt uchwały komisji dotyczący zawiadomienia prokuratury na temat możliwego przekroczenia uprawnień przy awansowaniu byłego szefa ABW Witolda Marczuka i wiceszefa Agencji Grzegorza Ocieczka. "Marczuk wstąpił do ABW w stopniu podporucznika, a odszedł jako pułkownik, awans otrzymał przez okres krótszy niż rok; Ocieczek służbę w ABW rozpoczął jako szeregowiec, a odchodząc był już pułkownikiem. (...) Żaden z ustawowych terminów nie był zachowany i rodzi się podejrzenie naruszenia przepisów" - uzasadniała Pietraszewska.

Przewodniczący komisji Ryszard Kalisz (Lewica) powiedział dziennikarzom, że popiera wniosek Pietraszewskiej. "Moim zdaniem, te awanse tak szybkie, to jest złamanie prawa" - zaznaczył.

Wniosek posłanki będzie głosowany na kolejnym posiedzeniu komisji. Zaplanowano je na 25 lutego, wówczas przesłuchany ma być też były szef ABW Bogdan Święczkowski.(PAP)

mja/ bno/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)