Nowe, łagodniejsze zarzuty w sprawie protestów po wyborach prezydenckich na Białorusi postawiono kolejnym czterem osobom, w tym dziennikarce Irynie Chalip - podało w poniedziałek białoruskie MSW. Grozi im teraz do trzech, a nie do 15 lat więzienia.
Prócz Iryny Chalip, która jest żoną byłego kandydata opozycji w wyborach Andreja Sannikaua, zarzuty zmieniono: działaczowi niezarejestrowanej chrześcijańskiej demokracji Pawłowi Siewiaryncowi, współpracownikowi Sannikaua - Źmicierowi Bandarence oraz Siarhiejowi Marcaleuowi, współpracownikowi innego kandydata opozycji - Mikoły Statkiewicza.
Zarzuty mówią teraz już nie o organizacji masowych zamieszek lub udziale w nich, lecz o "organizacji i aktywnym udziale w działaniach grupowych poważnie naruszających porządek publiczny". Maksymalny możliwy wymiar kary to trzy lata więzienia.
Według MSW celem działania tych osób "było wciągnięcie i pobudzenie obywateli Białorusi do masowych działań o rozmyślnie sprzecznym z prawem charakterze". Prócz tego "bezpodstawne twierdzenia o uznaniu wyborów prezydenckich za nieważne, wygłaszane w ich publicznych deklaracjach, stały się sztucznie stworzonym powodem do reakcji państw Unii Europejskiej i USA" - głosi oświadczenie resortu.
Działacze opozycji trafili do aresztu śledczego KGB w Mińsku w następstwie demonstracji opozycji w stolicy w wieczór wyborczy 19 grudnia. Tysiące ludzi protestowało wówczas przeciwko oficjalnym wynikom wyborów, według których niemal 80 proc. głosów zdobył ubiegający się o czwartą kadencję prezydencką Alaksandr Łukaszenka.
Podobne złagodzenie zarzutów MSW ogłosiło w zeszłym tygodniu wobec sześciorga innych aresztowanych opozycjonistów.
Z Mińska Anna Wróbel (PAP)
awl/ mc/