W dzień po poniedziałkowym zamachu bombowym w metrze w Mińsku mieszkańcy białoruskiej stolicy przynoszą we wtorek kwiaty na stację metra, modlą się za ofiary zamachu w cerkwiach i kościołach i zgłaszają się, by oddać krew dla potrzebujących.
Kwiaty i znicze pojawiły się przed wejściem na stację Oktiabrskaja, gdzie zginęło 12 osób, już w poniedziałek wieczorem. Przynoszone przez ludzi świece paliły się tam przez całą noc. Państwowa telewizja w relacjach z miejsca zamachu podkreśla, że pierwsze kwiaty złożył prezydent Alaksandr Łukaszenka, wizytując miejsce tragedii w poniedziałek z sześcioletnim synem Kolą.
Zwierzchnik Cerkwi prawosławnej na Białorusi metropolita Filaret odprawił we wtorek w południe (o godz. 11 czasu polskiego) mszę w intencji ofiar zamachu w głównej prawosławnej świątyni Mińska - soborze św. Ducha. We wtorek ludzie nieprzerwanym strumieniem przychodzili do świątyni, by pomodlić się i zapalić świece.
Msze odbywają się także w innych miastach Białorusi, również w kościołach. Konferencja biskupów katolickich wydała we wtorek oświadczenie, w którym wyraziła współczucie rodzinom ofiar śmiertelnych zamachu i solidarność z nimi i wezwała do odprawiania nabożeństw w intencji zmarłych i rannych.
W Mińsku z powodu ograniczeń w transporcie miejskim mieszkańcy umawiali się przez internet na podwiezienie do pracy. Na ulicy kierowcy aut zabierali pasażerów jadących w tym samym kierunku.
Setki chętnych, by oddać krew, pojawiły się we wtorek w stołecznych stacjach krwiodawstwa, które zapewniają jednak, że mają zapasy krwi. "Nie będziemy spontanicznie przyjmować (krwi), z pewnością zbadamy każdego dawcę" - powiedziała lekarka jednego z ośrodków w państwowej telewizji.
Czerwony Krzyż rozpoczął zbiórkę środków na rehabilitację osób, które ucierpiały w zamachu.
Z Mińska Anna Wróbel (PAP)
awl/ jo/ ap/