Białoruski opozycjonista Wasil Parfiankou został w sobotę zwolniony z więzienia po pół roku pozbawienia wolności. "Walka trwa" - zapowiedział w pierwszym wywiadzie na wolności.
Parfiankou, który był przez obrońców praw człowieka uważany za więźnia politycznego, został w lutym 2011 r. skazany na cztery lata kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Uznano go za winnego udziału w masowych zamieszkach w Mińsku 19 grudnia 2010 r., w wieczór po wyborach prezydenckich. W sierpniu 2011 r. został ułaskawiony, ale w maju ub. r. skazano go na sześć miesięcy aresztu za złamanie zasad prewencyjnego nadzoru.
"Walka trwa. Ta presja w żaden sposób na mnie nie wpłynęła - jestem taki, jaki byłem. Tyle że jeszcze bardziej zahartowałem się do dalszej walki" - powiedział Parfiankou dziennikarzom.
Podkreślił, że państwa Zachodu powinny nasilić presję na prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę, by na wolność wyszli także pozostali więźniowie polityczni. "Więźniowie polityczni będą siedzieć w więzieniach dopóty, dopóki reżim będzie liczyć na dialog z Europą. Dlatego nie powinno być żadnych rozmów z dyktatorem. Konieczne są rzeczywiste sankcje i nasilenie nacisków" - oznajmił.
Zapytany, czy nie rozważa możliwości wyjazdu za granicę, odparł, że nie popełnił żadnego przestępstwa, żeby wyjeżdżać. "To mój kraj, mój naród i dlatego tu jestem" - oświadczył, witany przez około 20 osób: bliskich, dziennikarzy i obrońców praw człowieka.
Opozycjonista opuścił więzienie z torbą listów, które dostawał podczas odbywania wyroku. "Pisali zewsząd: z Waszyngtonu, z Czech, Ukrainy, z Baranowicz (tam Parfiankou odbywał karę - PAP), z całej Białorusi" - zaznaczył.
Parfiankou był działaczem sztabu wyborczego lidera kampanii "Mów Prawdę" Uładzimira Niaklajeua, który kandydował w wyborach prezydenckich z grudnia 2010 r. Niaklajeu także jest objęty nadzorem inspekcji karnej.
Z Mińska Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
mw/ cyk/ ls/