P.o. prezes nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi Anżelika Orechwo uważa, że kolejne lata rządów Alaksandra Łukaszenki na pewno nie przyniosą zmian na lepsze, jeśli chodzi o działalność związku.
Wygrana obecnego prezydenta jej nie zaskoczyła, ale zatrzymania kandydatów ubiegających się o urząd prezydencki - tak.
Białoruska milicja rozbiła w niedzielę, po zamknięciu lokali wyborczych wielotysięczną demonstrację w Mińsku. Zatrzymała opozycyjnych kandydatów. Jeden z nich - Uładzimir Niaklajeu - w drodze na Plac Październikowy został pobity przez grupę kilkudziesięciu mężczyzn w cywilu i przewieziony do szpitala.
"Ludzie chcieli zmian i wiedzieliśmy, że jakieś wydarzenia nastąpią, ale nie spodziewaliśmy się, że dojdzie do tego, iż kandydaci zostaną zatrzymani, tłum pobity i aresztowany" - powiedziała PAP Orechwo. Pytała, gdzie jest liberalizacja, o której tak wiele mówiło się podczas kampanii wyborczej. Jej zdaniem, to, co się stało w powyborczy wieczór pokazuje prawdziwe oblicze władzy.
Jak mówi, nie zaskoczyła jej wygrana obecnego prezydenta. "Spodziewaliśmy się takiego wyniku. Nikt nie miał złudzeń, że będzie inaczej" - dodała. Łukaszenka w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył z poparciem 79,67 proc.
Pytana, czy te wybory coś zmienią, jeśli chodzi o działalność ZPB odparła, że "absolutnie nie". Jej zdaniem, na pewno na lepsze nic się nie zmieni i nie ma na to nawet nadziei. Zapowiedziała, że związek w miarę możliwości będzie dalej realizował swój program kulturalno-oświatowy. Podkreśliła, że do ZPB dołączają nowi członkowie, powstają nowe oddziały, jest się na czym oprzeć, więc nie mają zamiaru się poddawać.
Wśród zatrzymanych na Placu Niepodległości w Mińsku znalazł się także dziennikarz i działacz ZPB Andrzej Poczobut. Orechwo jednak, do godz. 11 czasu lokalnego nie miała od niego żadnych informacji. (PAP)
joko/ ro/