Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Biegli zeznawali w procesie związanym z katastrofą pod Jeżewem

0
Podziel się:

Przyczyną katastrofy drogowej pod Jeżewem (Podlaskie), w której prawie 5
lat temu zginęło 13 osób, w tym dziesięcioro maturzystów, było wyprzedzanie innego pojazdu przez
autokar, którym jechała młodzież - zeznał w czwartek przed sądem w Białymstoku biegły policjant.

Przyczyną katastrofy drogowej pod Jeżewem (Podlaskie), w której prawie 5 lat temu zginęło 13 osób, w tym dziesięcioro maturzystów, było wyprzedzanie innego pojazdu przez autokar, którym jechała młodzież - zeznał w czwartek przed sądem w Białymstoku biegły policjant.

Autokar wiozący licealistów z Białegostoku na pielgrzymkę do Częstochowy zderzył się z ciężarową lawetą i stanął w płomieniach. Zginęło dziesięcioro maturzystów oraz kierowcy z obu aut i zmiennik kierowcy autokaru. Był to najtragiczniejszy w województwie podlaskim wypadek drogowy ostatnich lat.

Przed Sądem Rejonowym toczy się proces tylko pośrednio związany z tą katastrofą drogową. Oskarżeni to małżonkowie Z. - to do nich należała nieistniejąca już firma, której autokar przewoził uczniów. Prokuratura zarzuciła im szereg nieprawidłowości dotyczących rozliczania czasu pracy kierowców czy zgłaszania ich zarobków do ZUS. Mają też zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej poprzez dopuszczenie do pracy kierowcy, który z powodów zdrowotnych nie powinien mieć zawodowych uprawnień do prowadzenia autokarów czy ciężarówek, bo cierpiał na epilepsję.

Zeznający biegły wykluczył w czwartek, że kierowca autokaru mógł stracić nad nim panowanie na przykład przez zasłabnięcie czy atak epilepsji, bo autokar nie poruszał się w sposób niekontrolowany. Biegły nie potrafił odpowiedzieć jednak sądowi, kto siedział za kierownicą autokaru; mówił, że nie analizował ułożenia czy przemieszczania się ciał ofiar w autokarze w momencie zaistnienia katastrofy, nie brał w ogóle tej kwestii pod uwagę. Sąd podkreślał, że do tej pory, na podstawie zebranego materiału nie ma pewności kto prowadził autokar. "Ani jednego słowa o tym nie ma" - mówił prowadzący sprawę sędzia.

Biegły wyliczył, iż autokar jechał z prędkością 110 km na godzinę, był w zaawansowanej fazie wyprzedzania, a ciężarówka, z którą się zderzył jechała z prędkością około 80 km na godzinę (tę prędkość odczytano z tachografu). Również prześledzono, że kierowca ciężarówki nie zwalniał wcześniej, nie dostrzegał więc zagrożenia ze strony autokaru, zaczął manewr obronny dopiero na chwilę przed zdarzeniem. Mówił, że żaden z kierowców przy takiej prędkości nie miał możliwości uniknięcia zderzenia. W miejscu wypadku oba pojazdy mogły jechać maksymalnie 70 km na godzinę, choć nie było tam odpowiedniego znaku drogowego.

Autokar miał wyprzedzać nieustalone dotąd auto osobowe. Biegły powiedział, że "nie można wykluczyć", że kierujący tym autem nie dawał się autokarowi wyprzedzić, przyspieszał, czym można tłumaczyć ucieczkę tego samochodu z miejsca zdarzenia i nieinteresowanie się tym, co się wydarzyło na drodze. Gdyby tak było, to zdaniem biegłego, mogło mieć wpływ na to, że do wypadku doszło.

"Gdyby droga w tym miejscu miała po dwa pasy ruchu w każdą stronę i były one oddzielone, do tej tragedii by nie doszło" - mówił sędzia po uzyskaniu opinii biegłego.

W czwartek zeznawał także biegły, który badał stan techniczny pojazdów. Nie był jednak w stanie nawet powiedzieć sądowi np. jak względem siebie były ułożone auta po wypadku. Mówił, że dostał jedynie polecenie zbadania układu hamulcowego, jezdnego i kierowniczego pojazdów. Żaden z biegłych nie mógł sądowi wyjaśnić np. kwestii przemieszczania się paliwa po zderzeniu, co ma znaczenie, bo autokar stanął w płomieniach. Ciała większości ofiar spłonęły.

Ponieważ sąd uznał, że uzupełnianie posiadanych opinii nic już nie wniesie do sprawy, a jest wiele wątpliwości, zaznaczył, że rozważa powołanie zespołu biegłych z zakresu ruchu drogowego, którzy przygotowaliby kompleksową spójną opinię, bo sprawa zasługiwała na to od początku i nie rozumie dlaczego nie zrobiła tego prokuratura. Dotychczas w postępowaniu prowadzonym przez prokuraturę każdy biegły pracował osobno w określonym mu zakresie.

Według ustaleń śledztwa dotyczącego bezpośrednio przyczyn wypadku, doprowadził do niego kierowca autokaru, który nie zachował należytej ostrożności w czasie wyprzedzania innego auta i doszło do czołowego zderzenia. Według biegłych, pożar powstał w wyniku uszkodzenia zbiornika z paliwem. Śledztwo w sprawie wypadku trwało 2,5 roku. Wątek dotyczący samego sprawstwa zdarzenia został formalnie umorzony dopiero w połowie 2008 roku.

Po bardzo szczegółowym śledztwie, po interwencji matek maturzystów w ministerstwie sprawiedliwości, do sądu trafiły dwa akty oskarżenia, oba pośrednio związane z wypadkiem. Pierwszy proces zakończył się prawomocnym wyrokiem. Dotyczył m.in. lekarki, która wydała kierowcy zgodę na wykonywanie zawodu, podczas gdy okazało się, że miał on epilepsję - chorobę uniemożliwiającą taką pracę. Kobieta została skazana na karę więzienia w zawieszeniu i czasowy zakaz wykonywania zawodu, ale sąd złagodził jej kwalifikację prawną. Przyjął, że między jej zaniedbaniami a wypadkiem nie ma związku przyczynowo-skutkowego. Drugi proces trwa.

Zeznania świadków przed sądem w toczącej się sprawie wskazują na szereg nieprawidłowości i zaniedbań do jakich doszło w trakcie czynności prowadzonych na miejscu zdarzenia przez nadzorujące służby, jak również w trakcie śledztwa.

W kwietniu sąd przesłucha ostatnich świadków oraz biegłego z pożarnictwa.(PAP)

kow/ malk/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)