Biegły z zakresu chirurgii prof. Zygmunt Grzebieniak zeznał w środę w Sądzie Rejonowym w Kielcach w procesie chirurgów ze Świętokrzyskiego Centrum Onkologii, że wykonany przez nich zabieg był adekwatny do rozpoznania i on postąpiłby w tym przypadku tak samo.
Sprawa dotyczy wykonanej w kieleckim szpitalu onkologicznym w maju 2002 roku amputacji piersi i węzłów chłonnych u 41-letniej Małgorzaty L. Wykonane po zabiegu badania histopatologiczne nie wykazały raka. Jeden z oskarżonych chirurgów przygotował plan operacyjny, drugi - kierował zabiegiem.
Według prokuratury, która opierała się na opinii zespołu biegłych ze Szczecina, lekarze nie wykazali należytej staranności w ocenie wyników badań pacjentki i podjęli złą decyzję o amputacji piersi.
Zeznający na środowej rozprawie Grzebieniak, który jest kierownikiem kliniki chirurgii ogólnej i onkologicznej Akademii Medycznej we Wrocławiu, nie zgodził się z opinią biegłych ze Szczecina, że aby zrobić amputację, potrzebne są dodatnie wyniki biopsji, USG i mammografii oraz palpacyjne stwierdzenie guza. Według niego, wystarczy dodatni wynik biopsji czyli badania cytologicznego, aby wykonać amputację. Biegły podkreślił, że badania cytologiczne i histopatologiczne mają największą wagę, a badania palpacyjne i obrazowe są drugorzędne i mniej wartościowe.
Według Grzebieniaka, można robić dziesięć biopsji i jeśli w dziewięciu nie ma raka, a w jednej jest rak, to ten wynik jest zobowiązujący dla chirurga i trzeba zrobić operację. "Uczę studentów, że dobry wynik biopsji uspokaja tylko pacjenta, a nie chirurga, bo ognisko nowotworu może być obok. Nowotwór zaczyna się od jednej komórki" - podkreślił.
"Zabieg, który wykonali chirurdzy, był adekwatny do stwierdzonego rozpoznania. Chirurdzy dostali rozpoznanie biopsji jednoznacznie stwierdzające, iż jest to nowotwór złośliwy, plus obecność węzłów chłonnych w mammografii - nakazywały wręcz wykonanie tego konkretnego zabiegu" - powiedział biegły. "Nie widzę błędu w sztuce lekarzy ŚCO" - oznajmił.
"W tym przypadku postąpiłbym tak samo. Z rozpoznaniem raka w życiu nie zrobiłbym tumorektomii (wycięcia guza - dop. PAP). To byłby błąd w sztuce. Tumorektomia jest stosowana w przypadku zmiany łagodnej" - powiedział chirurg. Dodał, że według patomorfologów zdarzają się wyniki fałszywie dodatnie, tzn. stwierdzenie raka tam, gdzie go nie ma, i tak musiało być w tym przypadku. Nie obarczył jednak winą patomorfologów. Według niego, jest to ryzyko błędu wpisane w metodę.
Biegły zaznaczył, że gdyby w wyniku biopsji było napisane "wskazana weryfikacja histopatologiczna zmiany" to wyciąłby guz i zrobił badania histopatologiczne.
Odpowiadając na pytanie Małgorzaty L. biegły oznajmił, że specjalizuje się w operacjach jelita grubego i trzustki, czyli najtrudniejszych, a operacje piersi wykonuje raz w miesiącu. Poszkodowana stwierdziła, że nie jest odpowiednim biegłym. Profesor powiedział, że nadzoruje pracę i odpowiada za wszystkie operacje kliniki, jest wykładowcą chirurgii onkologicznej.
Następna rozprawa odbędzie się 11 lipca.
Prokuratura Rejonowa w Kielcach wszczęła śledztwo na wniosek poszkodowanej kobiety. Oskarżeni nie przyznają się do winy i podają wersję sprzeczną z zeznaniami poszkodowanej i jej męża.(PAP)
agn/ bno/ gma/