Został jeszcze podpis prezydenta pod ratyfikacją - cieszył się marszałek Senatu Bogdan Borusewicz po tym jak Izba Wyższa zgodziła się w środę na ratyfikację przez Lecha Kaczyńskiego Traktatu z Lizbony.
Borusewicz podkreślił, że chciałby, żeby prezydent podpisał ustawę jeszcze w środę, tak aby miał komfort psychiczny w czasie szczytu NATO w Bukareszcie, na który udaje się tego samego dnia.
"Odetchnąłem z ulgą, bo zakończyła się ta gra wokół traktatu, nie tylko w parlamencie, ale także poza parlamentem. Ta gra nie pokazywała dobrego wizerunku Polski na zewnątrz, a także była dość męcząca, nie tylko dla nas polityków, ale także - według mojej oceny - całego społeczeństwa" - mówił dziennikarzom marszałek.
Za przyjęciem ustawy ratyfikacyjnej było 74 senatorów, przeciw - 17, 6 wstrzymało się od głosu. Wstrzymujący się i przeciwnicy ratyfikacji, to senatorowie PiS.
W ocenie Borusewicza głosowanie pokazało, że PO jest ugrupowaniem prounijnym, a PiS w dużej części antyunijnym. "23 senatorów PiS nie zgadzało się na ratyfikację tego traktatu, klub liczy 38 osób, więc większość się nie zgadzała" - argumentował.
Marszałek powiedział, że gdy podjął decyzję o zwołaniu specjalnego posiedzenie dotyczącego ratyfikacji, był przekonany, że ustawa zyska konieczną większość w Izbie Wyższej. Ale w polityce - dodał - nigdy nie można być czegoś pewnym. (PAP)
stk/ par/ mow/