Premier Bułgarii Płamen Oreszarski zapewnił w piątek, że wsłuchuje się w głosy protestujących i dąży do przezwyciężenia negatywnych zjawisk gospodarczych i socjalnych. Tymczasem żądający jego dymisji rozbili przed parlamentem miasteczko namiotowe.
Premier przedstawił w parlamencie sprawozdanie o działaniach swojego rządu od chwili jego powołania pod koniec maja. "Takich sprawozdań rząd nie przedstawia miesiąc po utworzeniu, z reguły czeka się z tym co najmniej 100 dni, lecz my nie mamy tego czasu" - powiedział.
Oreszarski przypomniał, jakie działania w dziedzinie socjalnej podjął już i jakie planuje jego rząd, oraz że podwyższył on świadczenia oraz przedsięwziął kroki w walce z bezrobociem wśród młodzieży. "Jednym z celów gabinetu jest pomoc najuboższym rodzinom" - podkreślił premier.
Powiedział również, że rząd stara się zapewnić lepsze warunki dla działalności biznesu. W połowie tego roku państwo zalegało ze zwrotem przedsiębiorstwom 776 mln lewów (ok. 388 mln euro) z tytułu zwrotu podatku VAT. Środki te mają zostać zwrócone firmom w ciągu trzech miesięcy, przyczyniając się do ożywienia gospodarki - zapowiedział Oreszarski.
Później na spotkaniu z przedstawicielami protestujących premier zapewnił, że w ciągu 2-3 miesięcy widoczne będą wyniki walki rządu z monopolami w gospodarce, a także z korupcją czy wynoszącym 26 proc. bezrobociem wśród młodych. "Aktywny dialog władzy ze społeczeństwem powinien przynieść rezultaty" - powiedział.
Problem polega na tym, że ponad 30 organizacji społeczeństwa obywatelskiego, z którymi rozmawiają władze, zrzesza uczestników zimowych protestów, którzy występowali z żądaniami natury gospodarczej. Tymczasem ludzie protestujący obecnie dystansują się od tamtej grupy, nie wyłaniają przedstawicieli do rozmów z władzami i nie odpowiadają na zaproszenia do dialogu. Pod hasłem "Nasz protest jest moralny, nie ekonomiczny" domagają się natychmiastowej dymisji rządu, który postrzegają jako uosobienie władzy oligarchii.
W piątek przed parlamentem protestujący rozbili miasteczko namiotowe. Około 40-osobowa grupa demonstrantów oświadczyła, że zamierza pozostać tam do odejścia rządu, a rano przystąpiła do całodniowej blokady parlamentu, wstrzymując ruch w centrum Sofii.
Do kilkugodzinnych blokad parlamentu dochodzi co wieczór od czterech tygodni. Policja interweniowała tylko w noc z czwartku na piątek, kiedy grupa protestujących próbowała sforsować metalowe zapory przed budynkiem. Aresztowano dwie osoby.
Wicepremier i szef MSW Cwetlin Jowczew ostrzegł w piątek, że "są próby wykorzystywania protestów", nie uściślił jednak kto miałby to robić. "Obok ludzi, którzy protestują spontanicznie i mają sprawiedliwe żądania, pojawiają się osoby dążące do wykorzystywania tego protestu" - ocenił.
Protestujący od kilku dni zapowiadają radykalizację działań, podkreślając, że jest to konieczne, ponieważ władze nie reagują na codzienne wystąpienia kilku, a nawet kilkunastu tysięcy osób.
Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ akl/ kar/