Posłowie wszystkich bułgarskich klubów parlamentarnych uczcili w środę, w dniu budzącego kontrowersje dawnego święta narodowego, pamięć Bułgarów, którzy "w XX wieku zginęli w obronie swoich ideałów".
W ten sposób po kilkugodzinnej dyskusji posłowie doszli do wspólnego stanowiska w sprawie dnia, kiedy zwolennicy lewicy świętują 65. rocznicę powstania z 9 września 1944 roku, które zapoczątkowało rządy komunistyczne w Bułgarii, a centroprawica i ludowcy wspominają tysiące ofiar reżimu komunistycznego.
Z propozycją, aby rozpocząć środowe posiedzenie minutą ciszy wystąpił lider centroprawicowego Związku Sił Demokratycznych Martin Dimitrow. Podkreślił on, że 9 września nadal jest datą, która dzieli naród bułgarski. "W tym dniu potrzebujemy pojednania, lecz nie powinniśmy zapominać o kilkudziesięciu tysiącach ofiar przewrotu" - przekonywał.
Lider lewicy i były premier Sergej Staniszew również powiedział, że 9 września nadal pozostaje datą dzielącą kraj. Przypomniał on jednak, że niezależnie od odmiennych ocen wydarzeń sprzed 65 lat, w tym dniu Bułgaria dokonała zmian, które pozwoliły jej przejść z przegrywającego obozu sojuszników nazistowskich Niemiec do antyhitlerowskiej koalicji, co zostało uwzględnione po zakończeniu II wojny światowej. "Nie możemy zamykać oczu na represje wobec antyfaszystowskich sił oporu", przekonywał Staniszew i zaproponował, by uczczono pamięć wszystkich ofiar represji w XX wieku.
Zdaniem wiceprzewodniczącego tureckiego Ruchu na rzecz Praw i Swobód Lutfiego Mestana Bułgaria, wzorem innych krajów unijnych, powinna uczcić pamięć ofiar faszyzmu i komunizmu w tym samym dniu - 23 sierpnia - w rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow.
9 września 1944 roku do Bułgarii wkroczyły wojska sowieckie, władzę przejął rząd Frontu Patriotycznego, a żołnierze bułgarscy rozpoczęli walkę przeciwko Niemcom.
Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ keb/ ap/