Prezydent George W. Bush spotkał się w piątek w Białym Domu z dziesięcioma byłymi sekretarzami stanu i ministrami obrony na naradzie poświęconej głównie wojnie w Iraku.
W spotkaniu, w którym uczestniczyli także obecna szefowa dyplomacji Condoleezza Rice i szef Pentagonu, Donald Rumsfeld, wzięli udział m.in. prominentni krytycy Busha i wojny w Iraku z demokratycznych gabinetów, jak była sekretarz stanu za rządów prezydenta Clintona, Madeleine Albright.
Była to już druga tego rodzaju narada w ostatnich miesiącach. Zdaniem obserwatorów, ma ona głównie znaczenie propagandowe - chodzi o pokazanie, że Bush, któremu zarzuca się brak otwarcia na dialog z opozycją, jest gotowy wysłuchać opinii krytyków operacji irackiej.
Niektórzy komentatorzy uważają jednak, że prezydent rzeczywiście szuka rady ekspertów reprezentujących odmienny punkt widzenia, gdyż jego administracja jest bezradna wobec politycznego impasu w Iraku.
Po spotkaniu Bush powiedział, że główna przeszkoda na drodze do stabilizacji w Iraku jest działalność radykalnej milicji, która organizuje zamachy terrorystyczne.
W prawie pół roku po wyborach parlamentarnych, nadal nie doszło tam do powstania nowego rządu, wskutek sporów między arabskimi sunnitami, szyitami a Kurdami.
Przedłużająca się wojna i rosnące amerykańskie ofiary są główną przyczyną ciągłego spadku popularności Busha. Według najnowszego sondażu, już tylko 29 procent Amerykanów dobrze ocenia go jako prezydenta.
Tomasz Zalewski (PAP)
tzal/ ro/